Oczywiście post, który miałam umieścić miał być inny ale, że wczoraj nie chciało mi się dopisać końcówki to dałam sobie spokój. Dziś ten stary już nie pasuję. Wczoraj przez jeden dzień, przez tą chwilę wszytko się zmieniło. Nagle zaczęłam wiedzieć czego chcę i to wcale nie było projektowanie czy inne plany, do których tak uparcie dążyłam. Jedno pole, kilka pomidorów i truskawek, jeden sprzedawca i moja Ciotka... i gdyby padło choć jedno zdanie dzięki któremu wiedziałabym, że spełni się to wszystko czego tak bardzo na tym polu pragnęłam, chyba byłabym w stanie zatrzymać wszystkie trybiki, odłączyć prąd w Chanteloup, zatrzymać wszystkie samochody na autostradzie czy zatrzymać Ziemię. Tak, może bym się odważyła.

Dzisiaj zapomniałam już o tym polu i serach, plamach od truskawek i kręconych włosach. Dzisiaj był normalny dzień, spacer do Baboo (czy Babou, bez większego znaczenia), kilka przykrych słów dzięki którym znów poczułam, że chcę być sama, że nie chcę nikogo,wizyta na uliczkach Disneylandu, która poprawiła wcześniejsze złe wrażenie i kolacja, na której nic nie jadłam ale śmiałam się jak nigdy. Teraz jest dobrze,nic złego się nie dzieje ale tak bardzo żałuję, że tak szybko o tym polu zapomniałam, że tak jak zwykle chciałam zapomnieć i zapomniałam. Chcę nie tylko znów je zobaczyć ale i przypomnieć sobie o nim.
W Chanteloup widzę latarniane światło z wieży Eiffla.
Skojarzenia:
Pole, pomidory->fasola->truskawki-> drewniany sklepik-> drewniany sklepik ze sprzedawcą, uliczki Disneyland z niespełnionymi marzeniami z dzieciństwa, spacer do Baboo-Babou, komplet Bon appetit, Ciotka '^^', świeże figi, lawenda, i to pole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz