piątek, 23 września 2011

Est ce que rien ne peut arriver

Est ce que nous sommes proche de la nuit
Est ce que ce monde a le vertige


Wczoraj, tak jak już pisałam cały dzień spędziłam chodząc po uliczkach Disneyladu z Mo. Obydwie z aparatami w dłoniach jak opętane usiłowałyśmy uwiecznić wszystko co się poruszało. Biorąc pod uwagę miliony osób, które się tamtędy przetaczały, było to dość trudne.
Jak byłam mała czułam sie jak w niebie przebywając w tych wszystkich sklepach wypełnionych plastikowymi podobiznami myszki Mickey czy Kubusia Puchatka. Tak bardzo chciałam mieć jedną z tych śmiesznych Disneyowskich czapek. Brak pieniędzy uniemożliwiał spełnienie tego marzenia. Gdy znajdowaliśmy się w tych sklepach przepełnionych cudownościami, Mo brała mnie na ręce i mówiła o tym, że posiadanie tych wszystkich rzeczy byłoby nudne, dlatego Pa zrobi nam zdjęcia ze wszystkimi zabawkami jakie mi się spodobają. Dzisiaj może nie robimy sobie zdjęć ze wszystkimi rzeczami ale tradycyjnie, wkładamy na głowy głupawe torty, z których wystaje Mickey i robimy zdjęcia z głupawymi minami.
Zastanawiam się jak to co napisałam może się odnieść do tego wszystkiego co siedzi mi dzisiaj w głowie i szczerze, nie mam pojęcia. Oprócz tego, że jutro ominie mnie wizyta po ser w drewnianym domku, co bardzo mnie martwi, nic nie przychodzi mi do głowy. Na pocieszenie powtarzam sobie udając Mo 'pójście po ser do drewnianego domku byłoby nudne, zabawniejsze będzie jak będziesz mogła sobie z tym serem zrobić tyle zabawnych zdjęć ile będziesz chciała'. A tak poważnie, może tak musi być. Może pole, ser, truskawki i 'to' powinno pozostać jedynie w sferze marzeń? A może znowu wybrałam sobie niewłaściwe marzenie?

Skojarzenie:
Pole

czwartek, 22 września 2011

Marchewkowe o ogrodzie miewam sny

Oczywiście post, który miałam umieścić miał być inny ale, że wczoraj nie chciało mi się dopisać końcówki to dałam sobie spokój. Dziś ten stary już nie pasuję. Wczoraj przez jeden dzień, przez tą chwilę wszytko się zmieniło. Nagle zaczęłam wiedzieć czego chcę i to wcale nie było projektowanie czy inne plany, do których tak uparcie dążyłam. Jedno pole, kilka pomidorów i truskawek, jeden sprzedawca i moja Ciotka... i gdyby padło choć jedno zdanie dzięki któremu wiedziałabym, że spełni się to wszystko czego tak bardzo na tym polu pragnęłam, chyba byłabym w stanie zatrzymać wszystkie trybiki, odłączyć prąd w Chanteloup, zatrzymać wszystkie samochody na autostradzie czy zatrzymać Ziemię. Tak, może bym się odważyła.
Dzisiaj zapomniałam już o tym polu i serach, plamach od truskawek i kręconych włosach. Dzisiaj był normalny dzień, spacer do Baboo (czy Babou, bez większego znaczenia), kilka przykrych słów dzięki którym znów poczułam, że chcę być sama, że nie chcę nikogo,wizyta na uliczkach Disneylandu, która poprawiła wcześniejsze złe wrażenie i kolacja, na której nic nie jadłam ale śmiałam się jak nigdy. Teraz jest dobrze,nic złego się nie dzieje ale tak bardzo żałuję, że tak szybko o tym polu zapomniałam, że tak jak zwykle chciałam zapomnieć i zapomniałam. Chcę nie tylko znów je zobaczyć ale i przypomnieć sobie o nim.

W Chanteloup widzę latarniane światło z wieży Eiffla.

Skojarzenia:
Pole, pomidory->fasola->truskawki-> drewniany sklepik-> drewniany sklepik ze sprzedawcą, uliczki Disneyland z niespełnionymi marzeniami z dzieciństwa, spacer do Baboo-Babou, komplet Bon appetit, Ciotka '^^', świeże figi, lawenda, i to pole.

czwartek, 1 września 2011

thing for you


Told you how long we've got
All the time in the world
I've got a thing for you
You've got a thing for me



           Ta piosenka jest kompletnym zaprzeczeniem i przeciwieństwem dzisiejszego dnia.
Pewna osoba dała mi szansę zrobienia czegoś co może przynieść mi pewne korzyści (może, nie musi) a ja zapomniałam wspomnieć tej osobie o tym, że cierpię na przewlekłą chorobę robienia wszystkiego na ostatnią chwilę. I tym sposobem pozbawiłam się zrobienia czegoś ciekawego i postawienia kolejnego kroku do przodu, sporego kroku. Jestem na siebie wkurzona i jestem sobą rozczarowana (staram się teraz nazywać swoje emocje, ponoć zawsze na kozetce trzeba to robić, nazywać emocje).
Potrzebuję pocieszenia, chociaż wiem, że mi nie pomoże. Po prostu nie mogę uwierzyć w to, że znowu to zrobiłam! Do tego za każdym razem udawało mi się jakoś wyjść z takich sytuacji, robiłam coś na ostatnią chwilę co chociaż nie było dopracowane podobało się innym albo okazywało się, że termin jest dłuższy. Tym razem będzie inaczej, wiem to. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że termin mam do 1 września i teoretycznie mogłabym jeszcze powalczyć ale czuję się dzisiaj wyjątkowo zmęczona i nie jestem w stanie zmusić się do pracy.
           Poza tym ciągle nie chce mi się przyśnić to co tak bardzo bym chciała, żeby mi się przyśniło. (Prrroszę, chociaż dziś, tak na pocieszenie!)
           Dokończyłam dzisiaj szaliki, więc nie mam czym zająć rąk i myśli (szczególnie tych o tym czego nie zrobiłam o czym wspominałam w pierwszym akapicie i o tym o czym wspomniałam w akapicie drugim).

I've got my mind made up
You've got my heart you know
You've got a thing for me


Skojarzenia:
 Termin , termin, TERMIN!, szalik, kolba kukurydzy, zdjęcia Charosława, zarośnięty sąsiad, plany z M- finlandiowo-mangowe, Metronomy, T.R., problem z rozszyfrowaniem odczuć względem Komody (c.d.c.d-ciąg dalszy ciągu dalszego).