Ten dzień mnie swędzi.
Dzisiejszy dzień składa się z wszystkich najważniejszych, najtrudniejszych i najbardziej nieodgadnionych dni mojego życia.
Nie wiem czy to wpływy Magdy, którą z sentymentem męczę od dłuższego czasu czy tak jak psy reagują na zmiany pogodowe ja szczególnie reaguję na przymrozki. Może ta alergia, z którą mam ostatnio do czynienia nie jest spowodowana jakimś czynnikiem, na który jestem uczulona tylko moją aspołecznością i uczuciową, emocjonalną nieporadnością.
Przez ostatnie tygodnie przechodziłam przez różne etapy, które opierały się na analizowaniu wszystkiego co mogłoby mieć wpływ na obecny stan. Dochodziłam do przeróżnych wniosków aż do dnia dzisiejszego. Wróciłam (tak jak kiedyś) do domu z zakupów i (tak jak kiedyś) byłam sama w domu, (tak jak kiedyś) odpaliłam płytę A.M.Jopek i (tak jak kiedyś) drepcząc i tupiąc ze szmatą i clinem do okien w łapach (tak jak kiedyś) zaczęłam śpiewać i myć zkronoszpanione okna wtedy przypomniał mi się ten. Nie po raz pierwszy w ostatnim czasie. Dużo o nim myślę. Głównie myślę o tym dlaczego o nim myślę. Nie powinnam. Bo w końcu prawie nic do niego nie czułam, bo nie widziałam go od kilku lat, bo jest w kompletnie innym mieście, bo nie mogłabym być dla niego ważna. I na tym zakończyłoby się moje intensywne sobotnie rozważanie problemu gdyby nie pewne niedopowiedzenia. Bo to, że nie potrafię nazwać tamtych uczuć nie oznacza, że ich nie było, bo czasem przez moje życie przechodzi(dosłownie), bo mimo, że jest w kompletnie innym mieście to wraca do tego, w którym spędził dziewiętnaście lat swojego życia, bo nie zachowywałby się tak (bo wszyscy by mi tego intensywnie nie uświadamiali) gdybym nie była dla niego ważna. I w tym miejscu (w pokoju przy oknie ze szmatą w ręku i lekko rozdziawionymi ustami) w głowie pojawiło mi się pewne pytanie (ponoć bardzo częste u innych ludzi) 'A gdyby...?'. A za tym pytaniem kolejne 'może powinnam była...?'.
Te dwa pytania nie dawały mi spokoju dzisiejszego wieczoru tak samo jak płyta A.M.Jopek i syf w pokoju, z którym próbowałam się uporać (po umyciu okien) a który intensywnie próbował uporać się ze mną. Na szczęście (lub i nieszczęście) pojawiło się kolejne pytanie, które doprowadziło mnie do wniosku 'przecież to nie mogło się udać!'. Postarałam się dzisiaj 'go znaleźć', w tym celu uruchomiłam kompa i doznałam olśnienia.
Ta historia jest pozbawiona zakończenia bo utnę ją po olśnieniu i poruszę już krótszą od poprzedniej kwestię. To przykre, że piszę dzisiaj post a nie siedzę na przeciwko jakiejś osoby lub od biedy przed kompem opowiadając owej osobie o moich przemyśleniach i wysłuchując setek rad i porad. To smutne, że ostatnio poznałam tyle osób a dzisiaj siedzę sama i piszę w próżnię.
Odnoszę przykre wrażenie, że wszyscy o mnie zapomnieli.
Dlatego zdejmuje stanik i kładę się spać, bo ten dzień mnie wyjątkowo swędzi.
niedziela, 11 grudnia 2011
piątek, 9 grudnia 2011
Nie!...wiem.
Już rozumiem dlaczego lepiej trzymać dystans. Czasem tak bardzo żałuję, że nie potrafię stanąć o własnych siłach na własnych nogach, tylko ciągle podpieram się o innych. Chcę biec i biec i biec aż moje nogi przestaną nadążać za głową.
poniedziałek, 28 listopada 2011
Wysoce nierealne. Obojętnie zresztą.
Wysoce nierealne jest, że napiszę porządny post.
Wysoce nierealne jest, że jutro wstanę wyspana.
Wysoce nierealne jest, że ktoś bez tłumaczenia będzie wiedział o czym piszę i co próbuję wywrzeszczeć światu o godz. 23:52.
Wysoce nierealne jest, że przyśniła mi sie Komoda z panią Lipową Komodą i, że jutro obudzę się sam na sam z moim spełnionym marzeniem i z tyciuśką zdławioną nadzieją na więcej.
Wysoce nierealne jest, że kogoś wpuszczę na podwórko.
Wysoce nierealne jest, że spojrzał bo przykułam.
Wysoce nierealne jest, że spojrzał nie dla tego, że miałam na sobie kondomowy kombinezon.
Wysoce nierealne jest, że w ogóle spojrzał.
Wysoce nierealne jest, że poczuję.
Wysoce nierealne jest, że mnie to obchodzi i wysoce nierealne jest, że mnie to nie obchodzi.
Wysoce realne jest, ze teraz będę chciała udowodnić Bóg wie co, Bóg wie komu.
Wysoce realne jest, że zrobię się cienka.
Serio mnie to nie rusza.
Wysoce nierealne jest, że jutro wstanę wyspana.
Wysoce nierealne jest, że ktoś bez tłumaczenia będzie wiedział o czym piszę i co próbuję wywrzeszczeć światu o godz. 23:52.
Wysoce nierealne jest, że przyśniła mi sie Komoda z panią Lipową Komodą i, że jutro obudzę się sam na sam z moim spełnionym marzeniem i z tyciuśką zdławioną nadzieją na więcej.
Wysoce nierealne jest, że kogoś wpuszczę na podwórko.
Wysoce nierealne jest, że spojrzał bo przykułam.
Wysoce nierealne jest, że spojrzał nie dla tego, że miałam na sobie kondomowy kombinezon.
Wysoce nierealne jest, że w ogóle spojrzał.
Wysoce nierealne jest, że poczuję.
Wysoce nierealne jest, że mnie to obchodzi i wysoce nierealne jest, że mnie to nie obchodzi.
Wysoce realne jest, ze teraz będę chciała udowodnić Bóg wie co, Bóg wie komu.
Wysoce realne jest, że zrobię się cienka.
Serio mnie to nie rusza.
niedziela, 27 listopada 2011
Niespodziewanie...
To były dwa zaskakujące dni. Dwa dni, których się nie spodziewałam.
To dziwne, że marzenia spełniają się tak niespodziewanie. Spędzasz większość życia snując wyobrażenia, fantazje, które wydają Ci się niemożliwe do spełnienia. A później, kiedy najmniej się tego spodziewasz, spełniają się, od tak, niespodziewanie, od nie chcenia i bez żadnego wysiłku.
Rozstrajają Cię kompletnie. Sprawiają, że żyjesz wyłącznie nimi i nim. A później gdy mija pierwsza godzina lub trzy, stopniowo przyzwyczajasz się do ich spełniania i tym samym zniknięcia lecz to Uczucie nie znika. Po chwili pojawiają się nowe. Jeszcze bardziej nierealne i nieprawdopodobne ale masz nadzieję, że skoro tamte się spełniły to te muszą tym bardziej mimo ich całkowitej nieprawdopodobności. Więc mam nowe i wierzę... i mam nadzieję. Choć te, które 'przewiduję' są niespełnialne.
Skojarzenia:
Li E, Komoda stała się Regałem- prawdziwym, 'namacalnym,' Concordia Design', zauroczenie, rozstrojenie, dzieci, warzywa, pieczątki, Jagoda, martwa, wodka, Płacz na ulicy- bieg Sławka ('spierdoli mi!' 'K.-nie spierdolił mi'), w domu dobrze i tam dobrze bo się spełniły, dużo pracy mnie czeka, siedziałam na wszystkich, czuję.
To dziwne, że marzenia spełniają się tak niespodziewanie. Spędzasz większość życia snując wyobrażenia, fantazje, które wydają Ci się niemożliwe do spełnienia. A później, kiedy najmniej się tego spodziewasz, spełniają się, od tak, niespodziewanie, od nie chcenia i bez żadnego wysiłku.
Rozstrajają Cię kompletnie. Sprawiają, że żyjesz wyłącznie nimi i nim. A później gdy mija pierwsza godzina lub trzy, stopniowo przyzwyczajasz się do ich spełniania i tym samym zniknięcia lecz to Uczucie nie znika. Po chwili pojawiają się nowe. Jeszcze bardziej nierealne i nieprawdopodobne ale masz nadzieję, że skoro tamte się spełniły to te muszą tym bardziej mimo ich całkowitej nieprawdopodobności. Więc mam nowe i wierzę... i mam nadzieję. Choć te, które 'przewiduję' są niespełnialne.
Skojarzenia:
Li E, Komoda stała się Regałem- prawdziwym, 'namacalnym,' Concordia Design', zauroczenie, rozstrojenie, dzieci, warzywa, pieczątki, Jagoda, martwa, wodka, Płacz na ulicy- bieg Sławka ('spierdoli mi!' 'K.-nie spierdolił mi'), w domu dobrze i tam dobrze bo się spełniły, dużo pracy mnie czeka, siedziałam na wszystkich, czuję.
piątek, 23 września 2011
Est ce que rien ne peut arriver

Est ce que ce monde a le vertige
Wczoraj, tak jak już pisałam cały dzień spędziłam chodząc po uliczkach Disneyladu z Mo. Obydwie z aparatami w dłoniach jak opętane usiłowałyśmy uwiecznić wszystko co się poruszało. Biorąc pod uwagę miliony osób, które się tamtędy przetaczały, było to dość trudne.
Jak byłam mała czułam sie jak w niebie przebywając w tych wszystkich sklepach wypełnionych plastikowymi podobiznami myszki Mickey czy Kubusia Puchatka. Tak bardzo chciałam mieć jedną z tych śmiesznych Disneyowskich czapek. Brak pieniędzy uniemożliwiał spełnienie tego marzenia. Gdy znajdowaliśmy się w tych sklepach przepełnionych cudownościami, Mo brała mnie na ręce i mówiła o tym, że posiadanie tych wszystkich rzeczy byłoby nudne, dlatego Pa zrobi nam zdjęcia ze wszystkimi zabawkami jakie mi się spodobają. Dzisiaj może nie robimy sobie zdjęć ze wszystkimi rzeczami ale tradycyjnie, wkładamy na głowy głupawe torty, z których wystaje Mickey i robimy zdjęcia z głupawymi minami.
Zastanawiam się jak to co napisałam może się odnieść do tego wszystkiego co siedzi mi dzisiaj w głowie i szczerze, nie mam pojęcia. Oprócz tego, że jutro ominie mnie wizyta po ser w drewnianym domku, co bardzo mnie martwi, nic nie przychodzi mi do głowy. Na pocieszenie powtarzam sobie udając Mo 'pójście po ser do drewnianego domku byłoby nudne, zabawniejsze będzie jak będziesz mogła sobie z tym serem zrobić tyle zabawnych zdjęć ile będziesz chciała'. A tak poważnie, może tak musi być. Może pole, ser, truskawki i 'to' powinno pozostać jedynie w sferze marzeń? A może znowu wybrałam sobie niewłaściwe marzenie?
Skojarzenie:
Pole
czwartek, 22 września 2011
Marchewkowe o ogrodzie miewam sny
Oczywiście post, który miałam umieścić miał być inny ale, że wczoraj nie chciało mi się dopisać końcówki to dałam sobie spokój. Dziś ten stary już nie pasuję. Wczoraj przez jeden dzień, przez tą chwilę wszytko się zmieniło. Nagle zaczęłam wiedzieć czego chcę i to wcale nie było projektowanie czy inne plany, do których tak uparcie dążyłam. Jedno pole, kilka pomidorów i truskawek, jeden sprzedawca i moja Ciotka... i gdyby padło choć jedno zdanie dzięki któremu wiedziałabym, że spełni się to wszystko czego tak bardzo na tym polu pragnęłam, chyba byłabym w stanie zatrzymać wszystkie trybiki, odłączyć prąd w Chanteloup, zatrzymać wszystkie samochody na autostradzie czy zatrzymać Ziemię. Tak, może bym się odważyła.
Dzisiaj zapomniałam już o tym polu i serach, plamach od truskawek i kręconych włosach. Dzisiaj był normalny dzień, spacer do Baboo (czy Babou, bez większego znaczenia), kilka przykrych słów dzięki którym znów poczułam, że chcę być sama, że nie chcę nikogo,wizyta na uliczkach Disneylandu, która poprawiła wcześniejsze złe wrażenie i kolacja, na której nic nie jadłam ale śmiałam się jak nigdy. Teraz jest dobrze,nic złego się nie dzieje ale tak bardzo żałuję, że tak szybko o tym polu zapomniałam, że tak jak zwykle chciałam zapomnieć i zapomniałam. Chcę nie tylko znów je zobaczyć ale i przypomnieć sobie o nim.
W Chanteloup widzę latarniane światło z wieży Eiffla.
Skojarzenia:
Pole, pomidory->fasola->truskawki-> drewniany sklepik-> drewniany sklepik ze sprzedawcą, uliczki Disneyland z niespełnionymi marzeniami z dzieciństwa, spacer do Baboo-Babou, komplet Bon appetit, Ciotka '^^', świeże figi, lawenda, i to pole.
W Chanteloup widzę latarniane światło z wieży Eiffla.
Skojarzenia:
Pole, pomidory->fasola->truskawki-> drewniany sklepik-> drewniany sklepik ze sprzedawcą, uliczki Disneyland z niespełnionymi marzeniami z dzieciństwa, spacer do Baboo-Babou, komplet Bon appetit, Ciotka '^^', świeże figi, lawenda, i to pole.
czwartek, 1 września 2011
thing for you
Told you how long we've got
All the time in the world
I've got a thing for you
You've got a thing for me
Ta piosenka jest kompletnym zaprzeczeniem i przeciwieństwem dzisiejszego dnia.

Potrzebuję pocieszenia, chociaż wiem, że mi nie pomoże. Po prostu nie mogę uwierzyć w to, że znowu to zrobiłam! Do tego za każdym razem udawało mi się jakoś wyjść z takich sytuacji, robiłam coś na ostatnią chwilę co chociaż nie było dopracowane podobało się innym albo okazywało się, że termin jest dłuższy. Tym razem będzie inaczej, wiem to. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że termin mam do 1 września i teoretycznie mogłabym jeszcze powalczyć ale czuję się dzisiaj wyjątkowo zmęczona i nie jestem w stanie zmusić się do pracy.
Poza tym ciągle nie chce mi się przyśnić to co tak bardzo bym chciała, żeby mi się przyśniło. (Prrroszę, chociaż dziś, tak na pocieszenie!)
Dokończyłam dzisiaj szaliki, więc nie mam czym zająć rąk i myśli (szczególnie tych o tym czego nie zrobiłam o czym wspominałam w pierwszym akapicie i o tym o czym wspomniałam w akapicie drugim).
I've got my mind made up
You've got my heart you know
You've got a thing for me
Skojarzenia:
Termin , termin, TERMIN!, szalik, kolba kukurydzy, zdjęcia Charosława, zarośnięty sąsiad, plany z M- finlandiowo-mangowe, Metronomy, T.R., problem z rozszyfrowaniem odczuć względem Komody (c.d.c.d-ciąg dalszy ciągu dalszego).
środa, 31 sierpnia 2011
The dog is always barking at the mailman

Hello mystery, don't bother to explain
How bout maybe, its all been in my head
Hey well I'm tired of this black & blue,
black & blue
Cisza. Uwielbiam ten moment dnia, w którym wszystko usypia, tylko nie ja. Jest cisza, z boku leżą druty z szalikiem, obok laptopa stoi dopiero zalana gorąca earl grey, na ręce ulubiony pomarańczowy zegarek. Słychać tylko telewizor sąsiadów mieszkających piętro niżej, choć na tyle słabo, że nie jestem w stanie zrozumieć ani jednego słowa. Cisza. Wreszcie czas na to żeby wyprostować to wszystko co w ciągu dnia skomplikowałam albo na to, żeby jeszcze bardziej to poplątać.
Przez cały dzień (a w zasadzie przez całe dnie) analizuję, wszystko. Czasem zazdroszczę facetom ich 'pudełka nicości'. Posiadając takie pudełko mogłabym wyłączyć się czasem ze świata ciągłej analizy, bo analizuję nawet to czego nie ma. 'To' wytoczyło się z mojej białej głowy i robi ze mną wszystko co ze chce. I tak nie dają mi spokoju trzy kwestie, między innymi ostatni sen, szczególnie jego punkt kulminacyjny. Ten sen jest najbardziej uciążliwy z tych trzech rzeczy mimo, że najmniej ważny i kompletnie bezpodstawny.
Chcąc się zająć czymś pożytecznym postanowiłam niedawno zrobić szalik, szczególnie że akurat dysponuję trzema kłębkami włóczki. Miałam nadzieję, żę druciarstwo pozwoli mi się czymś zająć i uwolni mnie od siebie, jednak przy tym zajęciu jest jeszcze więcej czasu na analizowanie niż przy jakiejkolwiek innej czynności. Pewne dzięki temu doszłam także do pewnego wniosku. Poczułam ostatnio potrzebę robienia na drutach nie dla stworzenia produktu końcowego, szalika. Podświadomie zapragnęłam poukładać wszystkie splątane myśli, ograniczając się do robienia naprzemiennie oczek prawych i lewych (wszystkim wymyślnym wzorom mówię stanowcze nie) tak by ułożyły się w nieskomplikowany twór, który będę mogła zobaczyć i dotknąć, dowiadując się o nim wszystkiego.
Wiem, że moja teoria jest trochę przekombinowana a tak na prawdę ulgę (albo wręcz przeciwnie, udrękę) przyniosłoby mi kilka wizyt w przyszłości, może gdybym była Doctorem Who...?
Nie chciałabym wiedzieć jak będzie wyglądało moje życie ale czasem chciałabym zobaczyć kilka elementów, z którego się będzie składało.
Razem z marzeniem o przyszłej uczelni po głowie plątała mi się inna myśl i choć nie wiem czy mogę ją nazwać marzeniem, choć nie potrafię tej myśli zaklasyfikować, rozkminić to ciągle zastanawiam się nad tym czym ona jest. Czy to tylko podziw, czy pragnienie, na ile jest silna, czy na tyle, że zostanie zrealizowana i czy tak na prawdę w ogóle jest szansa na jej realizację skoro teoretycznie jej nie ma?
Dziś kolejna rzeczy nie podlegająca analizie zostałą jej poddana wbrew swojej woli. Z przykroscią muszę podsumować, że cały dzień poświęcony na moje przewlekłe imaginarstwo nie dało żadnych rezultatów tudzież choćby jednej drobniutkiej wskazówki. Od południa dłubałam nowy szalik w nadziei, że nagle spływnie na mnie oświecenie i w pewnym sensie spłynęło. Czuję, że to ciągłe analizowanie jest kompletnie bez sensu (przynajmniej w tym wypadku) i pewnie w ogóle bym się tego nie podejmowała gdyby nie ten sen. Mimo to bardzo chcę , żeby znowu mi się przyśnił (i żebym go rano pamiętała, o czym zapomniałam wspomnieć w ostatnim poście!)
Skojarzenia:
Doctor Who, druciarstwo (przerobione dwa kłębki), Karmi, Komodowe niezidentyfikowane odczucia (c.d), earl grey tea, brzóskowo, próby napisania listu rezygnacyjnego (list formalny wymyślany specjalnie na moje potrzeby), Jazzowo, Miike i Metronomy, i jeszcze trochę Komody na zakończenie.
The dog is always barking at the mailman
poniedziałek, 29 sierpnia 2011
Metronomy and I'm still an animal.
I change shapes just to hide in this place
but I'm still I'm still an animal
Lubię przedmioty i wnętrza. To więcej niż estetyka. Jestem zwolenniczką opinii, że w odpowiednim kubku poranna kawa smakuje lepiej. Między innymi dlatego idę na taki kierunek. Cieszę się, że zaczyna się ten etap w moim życiu, w którym wreszcie mogę rozwijać własne zainteresowania, jednak w przeniesieniu się do Poznania jest coś dziwnego. To coś jest małe i nie potrafi mi zniszczyć moich wizji studiów, jednak wprowadza jakiś niepokój. To coś to chyba brak. Brak Szczecinka w Poznaniu i tego wszystkiego co w nim się znajduję, rodziny, przyjaciół, psa, mojego pokoju.

Mój pokój jest mój. Są w nim moje rzeczy, moje zdjęcia, obrazki, ulubiony stary stół kreślarski, który choć jest ze mną od dwóch tygodniu daje mi ogromny komfort, doniczki, których długo szukałam, toaletka, którą sama odnawiałam i wiele wiele innych przedmiotów, które sprawiają, że te cztery ściany to mój kawałek ziemi, moja oaza, moja. Wraz z moją wyprowadzką stracę to miejsce bo ani malutki wytapetowany pokoik w Poznaniu ani mieszkanie w Szczecinku nie będą tym miejscem, do którego będę wracać. Może przez pierwsze tygodnie przyjeżdzając do Szczecinka będę czuła, że wracam do domu ale później? Czuję, że to będą lata na walizkach, lata między Szczecinkiem a Poznaniem. Zazdroszczę ludziom, którzy posiadają własne mieszkania i pieniądze na urządzenie ich w odpowiedni sposób. (Wiem jak wyglądałoby moje pierwsze mieszkanie, jakie znalazłyby się w nim rzeczy i gdzie bym je ustawiła, jakie zastosowałabym podłogi, jaki stałby w nim mikser i gdzie stałby mój Smeg.) . Myślę, że gdybym posiadała własne mieszkanie byłoby mi łatwiej (długo zastanawiałam się nad tym czy to nie jest materializm).
There is a hole and I tried to fill up with money, money , money
But it gets bigger to your hopes is always
Running, running, running
Oszukałabym w ten sposób mój mózg i szybciej bym się przyzwyczaiła? Chociaż chęć posiadania własnego mieszkania jest stanowczo zbyt wygórowana. Może myślę o mieszkaniu bo nie mogę zagwarantować sobie podstawowych rzeczy? Marzę o łóżku z baldachimem bo nie mam nawet wycieraczki, na której mogłabym się położyć. Dobrze, dość z przenośniami. Z dnia na dzień pojawia się coraz więcej wydatków, więcej wydatków niż pieniędzy. Czesne, mieszkanie, pieniądze na podstawowe rzeczy, artykuły plastyczne, aparat fotograficzny, ortodonta i milion innych rzeczy. A ja nie wiem jak to ogarnąć. Mimo to wierzę, że będzie dobrze i ze wszystkim dam radę, bo to w końcu moje marzenie, prawda? Jedyne marzenie jakie miałam,takie prawdziwe, wielkie.Nie chodzi mi o samą chęć, tylko o marzenie. To uczucie kiedy tak bardzo czegoś pragniesz, że aż pokonujesz swoją przez wiele lat wyrabianą i udoskonalaną barierę pohamowywania chęci i mimo samych przeszkód jesteś przekonany, że jego realizacja,spełnienie skończy się sukcesem.To uczucie kiedy siedzisz na łóżku i masz łzy w oczach bo tak bardzo tego pragniesz, że aż nie wiesz co z czym i do czego. Płaczesz, śmiejesz się, masz w sobie miliony różnych sprzecznych emocji, które teoretycznie nie mają razem racji bytu.
Wracając do mieszkania.
Najgorsze jest to, że mój brak pieniędzy zabiera innym marzenia. Przynajmniej tak czuję, bez względu na ogólną opinię o obowiązkach wyżej wymienionych ludzi względem tych, którzy w takiej sytuacji czują się fatalnie.
Najprawdopodobniej w połowie września czeka mnie wyjazd, na który miałam ochotę od czasu od kiedy ostatni raz odwiedziłam to miejsce. Jest magiczne i czuję się w nim cudownie. Gdybym nie dostała się na studia prawdopodobnie starałabym się tam wyjechać na rok. To mogłoby być moje miejsce na ziemi. Uwielbiam tych ludzi, budownictwo, domy dostosowane do rozmiarów ulic, okiennice, zdrowe jedzenie, możliwość zerwania orzechów, uliczki i ten wyjątkowy język. Tak to stanowczo moje zboczenie.
Sukces, mam w lodówce zdrowe jajka od szczęśliwych kur:D. To dowód na to, że warto walczyć!
Widziałam wczoraj szczęśliwe kury, które miały okazje (w przeciwieństwie do kur goszczących w lodówkach marketowych, którym hodowcom chętnie poucinałabym łebki przy samych dupkach) pohasać sobie po wszelkich zielonościach zajadając szczęśliwe robaczki.
Może przez to miałam w nocy takie dziwne sny. W skrócie: większość znajomych, tory, kury, studia, wykłady, ciąża, jeszcze więcej kur. Cały sen, tak jak już zaznaczyłam był dziwny ale w tym śnie rozmawiałam z kimś a dzięki tej rozmowie ten sen stał się bardzo wartościowy. Chciałabym dziś znów porozmawiać.
In your eyes I see the eyes of somebody I knew before long long long ago
But I'm still trying to make my mind up
Am I free or am I tied up?
Skojarzenia:
Dorota Sz., Metronomy, Nawigacja, kury, Wielimie, Parsęcko, Iwin, Radomyśl, Gwda Dolna, Gwda Górna, Anita, Dorota Sz., kury, Bill Cosby Show, arbuz, pomarańczowy zegarek, krwi trochę, Parisowskie pudełka, próby sprzedania i zarobienia, 'teatralny pokój', same plany i marzenia, 'Pan K. Henryk Karolinko', drutowanie kłębków trzech, ciągły temat pieniędzy, żółta patelnia, niedaleki powrót M, nieunikniony aparat, unikanie tych których unikać trzeba, zapalone żarówki w pomarańczowych oknach, niezidentyfikowane odczucia względem Kredensu, zbyt wąskie druty- mus rozprucia szalika (a taki zacny warkoczyk!), Earl Grey tea, zielona herba, Miike Snow, Metronomy, rysunki dwa, Mateusz, burdelek, chemioterapia, trzy pary okularów, 'Mistrz i Małgorzata' po raz drugi, walka z 6, meble Rygalika docenione- wreszcie pokażemy się z dobrej strony (z dobrej? Ba! z najlepszej!), TA 'senna rozmowa'.
I'm still an animal.
but I'm still I'm still an animal
Lubię przedmioty i wnętrza. To więcej niż estetyka. Jestem zwolenniczką opinii, że w odpowiednim kubku poranna kawa smakuje lepiej. Między innymi dlatego idę na taki kierunek. Cieszę się, że zaczyna się ten etap w moim życiu, w którym wreszcie mogę rozwijać własne zainteresowania, jednak w przeniesieniu się do Poznania jest coś dziwnego. To coś jest małe i nie potrafi mi zniszczyć moich wizji studiów, jednak wprowadza jakiś niepokój. To coś to chyba brak. Brak Szczecinka w Poznaniu i tego wszystkiego co w nim się znajduję, rodziny, przyjaciół, psa, mojego pokoju.


There is a hole and I tried to fill up with money, money , money
But it gets bigger to your hopes is always
Running, running, running
Oszukałabym w ten sposób mój mózg i szybciej bym się przyzwyczaiła? Chociaż chęć posiadania własnego mieszkania jest stanowczo zbyt wygórowana. Może myślę o mieszkaniu bo nie mogę zagwarantować sobie podstawowych rzeczy? Marzę o łóżku z baldachimem bo nie mam nawet wycieraczki, na której mogłabym się położyć. Dobrze, dość z przenośniami. Z dnia na dzień pojawia się coraz więcej wydatków, więcej wydatków niż pieniędzy. Czesne, mieszkanie, pieniądze na podstawowe rzeczy, artykuły plastyczne, aparat fotograficzny, ortodonta i milion innych rzeczy. A ja nie wiem jak to ogarnąć. Mimo to wierzę, że będzie dobrze i ze wszystkim dam radę, bo to w końcu moje marzenie, prawda? Jedyne marzenie jakie miałam,takie prawdziwe, wielkie.Nie chodzi mi o samą chęć, tylko o marzenie. To uczucie kiedy tak bardzo czegoś pragniesz, że aż pokonujesz swoją przez wiele lat wyrabianą i udoskonalaną barierę pohamowywania chęci i mimo samych przeszkód jesteś przekonany, że jego realizacja,spełnienie skończy się sukcesem.To uczucie kiedy siedzisz na łóżku i masz łzy w oczach bo tak bardzo tego pragniesz, że aż nie wiesz co z czym i do czego. Płaczesz, śmiejesz się, masz w sobie miliony różnych sprzecznych emocji, które teoretycznie nie mają razem racji bytu.
Wracając do mieszkania.
Najgorsze jest to, że mój brak pieniędzy zabiera innym marzenia. Przynajmniej tak czuję, bez względu na ogólną opinię o obowiązkach wyżej wymienionych ludzi względem tych, którzy w takiej sytuacji czują się fatalnie.
Najprawdopodobniej w połowie września czeka mnie wyjazd, na który miałam ochotę od czasu od kiedy ostatni raz odwiedziłam to miejsce. Jest magiczne i czuję się w nim cudownie. Gdybym nie dostała się na studia prawdopodobnie starałabym się tam wyjechać na rok. To mogłoby być moje miejsce na ziemi. Uwielbiam tych ludzi, budownictwo, domy dostosowane do rozmiarów ulic, okiennice, zdrowe jedzenie, możliwość zerwania orzechów, uliczki i ten wyjątkowy język. Tak to stanowczo moje zboczenie.
Sukces, mam w lodówce zdrowe jajka od szczęśliwych kur:D. To dowód na to, że warto walczyć!
Widziałam wczoraj szczęśliwe kury, które miały okazje (w przeciwieństwie do kur goszczących w lodówkach marketowych, którym hodowcom chętnie poucinałabym łebki przy samych dupkach) pohasać sobie po wszelkich zielonościach zajadając szczęśliwe robaczki.
Może przez to miałam w nocy takie dziwne sny. W skrócie: większość znajomych, tory, kury, studia, wykłady, ciąża, jeszcze więcej kur. Cały sen, tak jak już zaznaczyłam był dziwny ale w tym śnie rozmawiałam z kimś a dzięki tej rozmowie ten sen stał się bardzo wartościowy. Chciałabym dziś znów porozmawiać.
In your eyes I see the eyes of somebody I knew before long long long ago
But I'm still trying to make my mind up
Am I free or am I tied up?
Skojarzenia:

I'm still an animal.
sobota, 25 czerwca 2011
Saute...
Czekam na ten dzień...
Mam dzisiaj kryzys. W zasadzie to od jakiegoś tygodnia codziennie kryzys się pogłębiał. Dziś jest źle.
Z portfolio jestem w tyle, nie wiem czy zdąże go zrobić i niedobrze mi się robi jak patrzę na jakiekolwiek przybory plastyczne. Czuje się wyzuta i wypluta. Kompletnie wyciśnięta z kreatywności i artystyczności.
Pomyślałam, że skoro mam kryzys to zrobię sobie przerwę i skoczę z M. na koncert... tia.... Skończyło się tym, że nie mogłam się w nic ubrać (ciuchy nie mają tu nic do rzeczy), uczesać ani nic z sobą zrobić. Łzy stanęły mi w oczach, poszłam do pokoju założyłam z powrotem workowatą fioletową sukienkę, w której rysuję, związałam ją w pasie czarnym plecionym paskiem, żeby nie była taka szeroka, założyłam czarne rajstopy i zdecydowałam, że zostaje w domu i nigdzie się stąd nie ruszam.
Ponoć żeby tworzyć trzeba być wypełnionym emocjami. Problem w tym, że te emocje, które w sobie mam sprawiają jedynie, że się rozsypuje na kawałki. Nie ma we mnie kompletnie żadnych 'dobrych' emocji.
Czuje, że SoF to jedyna rzecz, którą mam (nie biorę pod uwagi rodziny ani przyjaciół, z którymi stosunki w ostatnim czasie nie są takie jakbym chciała żeby były ale ważne, że są), dlatego czuję taką presję w tym, żeby się tam dostać. Nie długo wyjadę i nie będzie przy mnie ani rodziny ani przyjaciół (którzy się strasznie wykuszają), zostanę sama i jeżeli nie będę się realizowała zawodowo, twórczo to chyba oszaleję. Ten proces chyba już się zaczyna.
Wpadłam dzisiaj na to zdjęcie i postanowiłam je tutaj zamieścić, ponieważ bardzo dobrze mi się kojarzy a ja teraz bardzo potrzebuje, rzeczy, które dobrze na mnie wpływają.
I tęsknię
Skojarzenia:
Naprawiony zegarek i miły zegarmistrz, K, ogólny brak teczki na portfolio, wymienione panie z plastycznego na nowe modele, kredka: jeszcze się coś przypomniało?,K, zadawalający szkic zmieniony w kompletną tandetę, herbata i 4 kubki kawy, K, Austin Powers jako jedyny humoropoprawiacz- niestety chwilowohumoro poprawiacz, koncert (K.), fioletowa tunika, (nie wiem co robić z pracą!) dziwne, męczące sny i pustka twórcza, K.
Mam dzisiaj kryzys. W zasadzie to od jakiegoś tygodnia codziennie kryzys się pogłębiał. Dziś jest źle.
Z portfolio jestem w tyle, nie wiem czy zdąże go zrobić i niedobrze mi się robi jak patrzę na jakiekolwiek przybory plastyczne. Czuje się wyzuta i wypluta. Kompletnie wyciśnięta z kreatywności i artystyczności.
Pomyślałam, że skoro mam kryzys to zrobię sobie przerwę i skoczę z M. na koncert... tia.... Skończyło się tym, że nie mogłam się w nic ubrać (ciuchy nie mają tu nic do rzeczy), uczesać ani nic z sobą zrobić. Łzy stanęły mi w oczach, poszłam do pokoju założyłam z powrotem workowatą fioletową sukienkę, w której rysuję, związałam ją w pasie czarnym plecionym paskiem, żeby nie była taka szeroka, założyłam czarne rajstopy i zdecydowałam, że zostaje w domu i nigdzie się stąd nie ruszam.
Ponoć żeby tworzyć trzeba być wypełnionym emocjami. Problem w tym, że te emocje, które w sobie mam sprawiają jedynie, że się rozsypuje na kawałki. Nie ma we mnie kompletnie żadnych 'dobrych' emocji.
Czuje, że SoF to jedyna rzecz, którą mam (nie biorę pod uwagi rodziny ani przyjaciół, z którymi stosunki w ostatnim czasie nie są takie jakbym chciała żeby były ale ważne, że są), dlatego czuję taką presję w tym, żeby się tam dostać. Nie długo wyjadę i nie będzie przy mnie ani rodziny ani przyjaciół (którzy się strasznie wykuszają), zostanę sama i jeżeli nie będę się realizowała zawodowo, twórczo to chyba oszaleję. Ten proces chyba już się zaczyna.
Wpadłam dzisiaj na to zdjęcie i postanowiłam je tutaj zamieścić, ponieważ bardzo dobrze mi się kojarzy a ja teraz bardzo potrzebuje, rzeczy, które dobrze na mnie wpływają.
I tęsknię
Skojarzenia:
Naprawiony zegarek i miły zegarmistrz, K, ogólny brak teczki na portfolio, wymienione panie z plastycznego na nowe modele, kredka: jeszcze się coś przypomniało?,K, zadawalający szkic zmieniony w kompletną tandetę, herbata i 4 kubki kawy, K, Austin Powers jako jedyny humoropoprawiacz- niestety chwilowohumoro poprawiacz, koncert (K.), fioletowa tunika, (nie wiem co robić z pracą!) dziwne, męczące sny i pustka twórcza, K.
piątek, 24 czerwca 2011
Witam państwa w ometkowanym świecie
Ona ma złote te serce,
Które ma logo na metce,
Imitacji ona nie zechce,
Ona ma złote te serce.
Trzyma je w portmonetce,
Imitacji ona nie zechce
Kiedyś, w jednym z postów pisałam o wyborze do jakiego czuje się zmuszona przez świat ('Wolność w pudełku', czy jakoś tak). Od pewnego czasu sytuacja uległa zmianie i nie muszę już dokonywać wyboru. Wiem, ze wybór dokona się sam.
Wszystko zaczęło się klarować kiedy poszłam do pracy. Kiedy zobaczyłam to co zobaczyłam i poczułam to co poczułam. Wiedziałam, że jestem w stanie zrezygnować z wielu rzeczy, żeby tylko zaspokoić tą cześć mojej obszarności. A później? Później pojechałam do Poznania i zakochałam się w tym czego brak mi w Szczecinku, przez chwilę poczułam się spełniona i szczęśliwa, poczułam, że wiem czego chcę i wiem jak ma wyglądać moje życie. A co z tym co poczułam i zobaczyłam? Właściwie nic i tak pozostanie. Chociaż jakaś cząstka mnie chciała (i ciągle jeszcze o tym myśli) dostać to choć na chwilkę, na miesiąc, dwa, zanim nie zwinę swoich zabawek i nie pojadę. Jednak dzięki umiejętności panowania nad emocjami i uczuciami (opanowanej niemalże do perfekcji) nazbytnie rozczucie jest niemożliwe. Kłamie, jest możliwe ale wiem, że do niego nie dojdzie.
Ah... no i, pozwalając sobie na chwilę zapomnienia, lubię ten zapach. Tak stanowczo go lubię.
I już ostatnia rzecz. Myślę, że byłaby szansa gdyby ta jedna rzecz była inna niż jest (tak, mam metkę).
Pewnie usunę, choć na razie niech będzie.
Które ma logo na metce,
Imitacji ona nie zechce,
Ona ma złote te serce.
Trzyma je w portmonetce,
Imitacji ona nie zechce
Kiedyś, w jednym z postów pisałam o wyborze do jakiego czuje się zmuszona przez świat ('Wolność w pudełku', czy jakoś tak). Od pewnego czasu sytuacja uległa zmianie i nie muszę już dokonywać wyboru. Wiem, ze wybór dokona się sam.
Wszystko zaczęło się klarować kiedy poszłam do pracy. Kiedy zobaczyłam to co zobaczyłam i poczułam to co poczułam. Wiedziałam, że jestem w stanie zrezygnować z wielu rzeczy, żeby tylko zaspokoić tą cześć mojej obszarności. A później? Później pojechałam do Poznania i zakochałam się w tym czego brak mi w Szczecinku, przez chwilę poczułam się spełniona i szczęśliwa, poczułam, że wiem czego chcę i wiem jak ma wyglądać moje życie. A co z tym co poczułam i zobaczyłam? Właściwie nic i tak pozostanie. Chociaż jakaś cząstka mnie chciała (i ciągle jeszcze o tym myśli) dostać to choć na chwilkę, na miesiąc, dwa, zanim nie zwinę swoich zabawek i nie pojadę. Jednak dzięki umiejętności panowania nad emocjami i uczuciami (opanowanej niemalże do perfekcji) nazbytnie rozczucie jest niemożliwe. Kłamie, jest możliwe ale wiem, że do niego nie dojdzie.
Ah... no i, pozwalając sobie na chwilę zapomnienia, lubię ten zapach. Tak stanowczo go lubię.
I już ostatnia rzecz. Myślę, że byłaby szansa gdyby ta jedna rzecz była inna niż jest (tak, mam metkę).
Pewnie usunę, choć na razie niech będzie.
niedziela, 19 czerwca 2011
czwartek, 2 czerwca 2011
wtorek, 24 maja 2011
Dokonalý recept.
Coś mnie ominęło? Przegapiłam jakiś etap? Chcę za dużo? Za dużo od życia wymagam?
Może... ale to jest moje życie. Moje!
Tak, stanowczo pozytywny wydźwięk. Bez względu na wszystko.
Może... ale to jest moje życie. Moje!
Tak, stanowczo pozytywny wydźwięk. Bez względu na wszystko.
środa, 18 maja 2011
Zásluhy a banda kecy
- Kleopatra: Skończycie na czas, a obsypię was złotem.
- Numernabis: Polecam się.
- Kleopatra: Inaczej rzucę gadom.
- Numernabis: Nie polecam się.
- Dzisiaj się nie polecam i przestrzegam przed szukaniem w poście głębszego sensu.

Ten dzisiejszy post, o którym to wbrew pozorom jest dzisiejszy post i który to rozwali mi jutrzejszy cykl czasowstawania i czasofunkcjonowania, postanowiłam napisać dzięki przeczytanemu 'I Follow Rivers' Kuby Iksa. (Ty przed chwilą wymieniony mam nadzieje nie będziesz na mnie zły za odwołanie się do niego) Padło w nim zdanie 'Z analizą idzie, ale z głębszą interpretacją ni za cholerę' i tak przyszło mi do głowy, że to zdanie mogłoby charakteryzować nasze pokolenie, z którego Szanowna Pani Oświata ( dzięki rodzajowi żeńskiemu powstaje kolejny obraz kobiety fatalnej, Kobiety-Oświaty) chce stworzyć małe mróweczki, które nie będą nastawione na kreatywne i twórcze działanie, tylko na efektywną niejakościową ale ilościową pracę, której wykonanie jedynym warunkiem będzie wpasowanie się w Wileki Klucz. Swoją drogą, szykuje się, że następne pokolenia będą miały jeszcze gorzej niż my. Może za kilkanaście lat raz do roku będą organizowane święta na cześć kolejno Szanownej Wcześniejwymienionej i Wielkiego Klucza? To mogą być na prawdę ciekawe lata.
Zmierzając do meritum owego postu ( oskarżonego o szkody moralne jakich doznała autorka oraz o zaburzenie jej drogocennego cykloczasu, a także oficjalnie uznanego za winnego wyrządzonych szkód) ja w ogóle nie miałam pisać dzisiaj o tym wszystkim, jedyne co miało się dzisiaj znaleźć w poście był cytat, który mimo, że zasłyszany w niezaszczytnym miejscu to bardzo je zacny i odpowiadający moim dzisiejszym odkryciom, postanowieniom itp autorzeniom. Lepiej w tym miejscu zakończę i za pomocą dwóch magicznych przycisków (ctrl i v), wkleję go zanim rozgadam/ rozpiszę się na kolejny wyrzuty i do cna wymlaskany temat.
.droga do sukcesu jest ciągle w budowie.

LEGENDA:
*- objaśnienie jakże skomplikowanego pojęcia
**- objaśnienie objaśnienia jakże skomplikowanego pojęcia
Skojarzenia:
11:00, proste włosy- loki- proste włosy, MaliBy, 6 herbat, dwie płyty z wesela, robotnicy i ten dziwny zagadywacz, daty, DatY, DATY!!!, załamanie- panika-kreatywne poszukiwanie- :-), próby, post, nieprzekonana M, przekoanie do 'Koszalinka' i kolejny Szał na Philippe+Li+Komode, poinformowanie Mo i Pa o ewentualnych planach, kończący się mój czas, ot i wsio.
środa, 27 kwietnia 2011
Potrzeby podstawowe. Pierwotyzm.

Nikt nie ma czasu na pisanie, wszyscy się uczą- oprócz mnie. Ja mam czas na pisanie bo się nie uczę. Jedyne co jestem w stanie robić po tych ostatnich maratonach to jeździć w kółko dookoła jeziora, grać w siatkę, spacerować, oglądać Chirurgów, planować wyjazd, który zaplanowałyśmy z M za trzy lata i myśleć o Lesie. Jedynie z tych czynności składa się ostatnio moje życie i tylko te czynności sprawiają, że jestem zadowolona, tylko one. Kiedy wczoraj byłam zmuszona napisać ramowy plan i zabrano mi szanse pojeżdżenia, rozkleiłam się na spacerze z Charkowym (tych kilka czynności zaspakaja ostatnio większość z moich potrzeb i zagłusza wszystkie obszary życia, które ciągną mnie w dół). Nigdy się nie spodziewałam, że moje potrzeby aż tak się zawężą i wyspecjalizują. Chociaż nie, jest coś jeszcze. Nie piję często bo rzadko czuję taką potrzebę i ochotę, a piję tylko wtedy kiedy ją czuję. Dzisiaj potrzeba mi pizzy (tak nie wierzę, że to piszę- pizza, jedzenie, potrzeba- zestawienie tych trzech słów zazwyczaj przyprawia mnie o dreszcze) albo sushi (nigdy nie jadłam sushi) albo chińszczyznę (dobrą chińszczyznę) i butelkę wina... i jeszcze więcej Chirurgów.
Skojarzenia:
Ramowy plan, spotkanie Kuby, 30 km, opóźnienie, zakupy, idealny biustonosz do sukienki, powrót, Chirurdzy, spacer z Charkiem, Chirurdzy, Chirurdzy, Chirurdzy (s07e10), brązowy koc /w tle Las/
wtorek, 26 kwietnia 2011
Wolność w pudełku.
Dobrze tak nie pamiętać, naprawdę. Każdemu polecam amnezję na starość.

Długo czekałam na odpowiedni post, w którym mogłabym umieścić zdjęcia Ireny Kwiatkowskiej, każdy wydawał mi się nieodpowiedni. Dziś chyba nadszedł ten dzień, bo post ten (oprócz tematu z tytułu czyli wolności) kojarzy mi się z kobietami silnymi, pięknymi, o pięknej 'strukturze', kobietami widzianymi oczami Muchy.
Jak dla mnie, niesamowita postać. Zarówno Irena Kwiatkowska jak i Kobieta Pracująca, bo oczywiście pierwszy raz poznałam ją w tej roli.
W pisaniu o tej kobiecie i nie poprzedzaniu jej imienia zwrotem 'Pani' jest coś dziwnego. Szanuję ją.
Wybór zawsze wiąże się z utratą rzeczy, której nie wybraliśmy. Ale jeśli zaczynamy po niej rozpaczać, to nie mamy czasu dobrze zająć się tym, co wybraliśmy. Ani nie zjemy kotleta, ani nie nacieszymy się smakiem ryby. Żeby być szczęśliwym, trzeba kurczowo trzymać się teraźniejszości.
Czuję, że paradoksalnie zostałam (liczbę mnogą umyślnie zamieniłam na pojedynczą) zamknięta przez wolność w ciasnym pudełku. /pierwsza osoba, liczba mnoga, rodzaj żeński/
Można by wysnuć wniosek, że wolność ogranicza a ograniczenia uwalniają i choć ta teoria ostatnio niemal perfekcyjnie jest potwierdzana przez moje otoczenie i w pewnym względzie zgadzam się z nią, to jednak nie do końca oddaje rzeczywistość. Już same potrzeby fizjologiczne, którym podlega nasze ciało ogranicza je w stu procentach. Więc może pojęcie wolności jest czysto teoretyczne, bo czy nie jesteśmy zawsze przez coś ograniczani?
Jestem dumna z walki kobiet jaką stoczyły przez te wszystkie lata. Status kobiety na pewno wzrósł, chociaż uważam, że zawsze był wysoki, nawet jeśli Panowie nie przyznawali się do wpływu jaki Panie potrafiły na nich wywrzeć. W gwoli wyjaśnienia, nie krytykuję Panów. Do czego zmierzam? Czasem czuję się tak jakby kobieta z jednego pudełka została wrzucona w drugie. Z jednej strony jest to normalne bo jako ludzie zawsze wszystko wkładamy w specjalne woreczki, przyklejamy numerek i chowamy do specjalnej szufladki z nazwą ale z drugiej trochę irytujące.
Nie piszę tego wszystkiego po to, żeby się powymądrzać czy za wszelką cenę wyrazić swoją opinię na ten temat, bo na wyrażaniu takiej opinii nieszczególnie mi zależy. Po prostu czuję, że nadszedł moment wyboru, na który wpływ będę miała lub nie. Myślę, że w pewien sposób ten wybór to będzie wypadkowa drobnych decyzji, które będę podejmowała. Fascynujące w tej całej sytuacji jest to, że obydwa modele mnie pociągają i z żadnego nie chcę za bardzo rezygnować. Choć gdyby moja sytuacja się zmieniła (mogłaby się zmienić w jednym przypadku) wcale bym z tego powodu nie cierpiała. Jestem ciekawa jak cała sytuacja się potoczy i jak to wszystko będzie wyglądało za kilka/ kilkanaście lat. Może wtedy ten blog będzie jedynie wspomnieniem i będzie to wynikało z zdominowania któregoś modelu?
Co mnie dzisiaj skłoniło do napisania tego? Nikt inny jak pewien...hm... Leśniczy :-) (dla którego dedykuję niezwykłej urody, pierwszą Panią na lewo i dzisiejszy post)
Nie lubię opowiadać o sobie. Niech mówi o mnie to, co robię.
O niezmiernym kunszcie, która stworzyła coś zupełnie niepowtarzalnego w naszym dorobku teatralnym. Mistrzyni poetyckiej groteski.

Długo czekałam na odpowiedni post, w którym mogłabym umieścić zdjęcia Ireny Kwiatkowskiej, każdy wydawał mi się nieodpowiedni. Dziś chyba nadszedł ten dzień, bo post ten (oprócz tematu z tytułu czyli wolności) kojarzy mi się z kobietami silnymi, pięknymi, o pięknej 'strukturze', kobietami widzianymi oczami Muchy.
Jak dla mnie, niesamowita postać. Zarówno Irena Kwiatkowska jak i Kobieta Pracująca, bo oczywiście pierwszy raz poznałam ją w tej roli.
W pisaniu o tej kobiecie i nie poprzedzaniu jej imienia zwrotem 'Pani' jest coś dziwnego. Szanuję ją.
Wybór zawsze wiąże się z utratą rzeczy, której nie wybraliśmy. Ale jeśli zaczynamy po niej rozpaczać, to nie mamy czasu dobrze zająć się tym, co wybraliśmy. Ani nie zjemy kotleta, ani nie nacieszymy się smakiem ryby. Żeby być szczęśliwym, trzeba kurczowo trzymać się teraźniejszości.
Czuję, że paradoksalnie zostałam (liczbę mnogą umyślnie zamieniłam na pojedynczą) zamknięta przez wolność w ciasnym pudełku. /pierwsza osoba, liczba mnoga, rodzaj żeński/
Można by wysnuć wniosek, że wolność ogranicza a ograniczenia uwalniają i choć ta teoria ostatnio niemal perfekcyjnie jest potwierdzana przez moje otoczenie i w pewnym względzie zgadzam się z nią, to jednak nie do końca oddaje rzeczywistość. Już same potrzeby fizjologiczne, którym podlega nasze ciało ogranicza je w stu procentach. Więc może pojęcie wolności jest czysto teoretyczne, bo czy nie jesteśmy zawsze przez coś ograniczani?

Nie piszę tego wszystkiego po to, żeby się powymądrzać czy za wszelką cenę wyrazić swoją opinię na ten temat, bo na wyrażaniu takiej opinii nieszczególnie mi zależy. Po prostu czuję, że nadszedł moment wyboru, na który wpływ będę miała lub nie. Myślę, że w pewien sposób ten wybór to będzie wypadkowa drobnych decyzji, które będę podejmowała. Fascynujące w tej całej sytuacji jest to, że obydwa modele mnie pociągają i z żadnego nie chcę za bardzo rezygnować. Choć gdyby moja sytuacja się zmieniła (mogłaby się zmienić w jednym przypadku) wcale bym z tego powodu nie cierpiała. Jestem ciekawa jak cała sytuacja się potoczy i jak to wszystko będzie wyglądało za kilka/ kilkanaście lat. Może wtedy ten blog będzie jedynie wspomnieniem i będzie to wynikało z zdominowania któregoś modelu?
Co mnie dzisiaj skłoniło do napisania tego? Nikt inny jak pewien...hm... Leśniczy :-) (dla którego dedykuję niezwykłej urody, pierwszą Panią na lewo i dzisiejszy post)

Nie lubię opowiadać o sobie. Niech mówi o mnie to, co robię.
O niezmiernym kunszcie, która stworzyła coś zupełnie niepowtarzalnego w naszym dorobku teatralnym. Mistrzyni poetyckiej groteski.
Wojciech Młynarski
Irenka przekręca następujące wyrazy: kocielatka (czekoladka), forfutan (fortepian), flofle (kartofle).
Grzegorz Sroczyński
Mimo, że post nie został jeszcze przeze mnie umieszczony to już mam do niego słabość bo jest w nim wszystko to co mi się dobrze kojarzy, choć niektóre rzeczy są dla czytelnika ukryte. Podsumowując: Irena Kwiatkowska, kobieta, Mucha i jego wizja, natura, dwa modele, wymiar kobiecości, Leśniczy (już nie tylko jako osoba ale i jako część modelu), zboże i kwiaty (bez wstążeczek, brokatów i sztucznych ptaszków na drucie).
Skojarzenia:
rowery z M, dziwna przejażdżka, rowerzysta klnący na piasek- kara za szpanerstwo, dziwna historia wyśpiewana przez Bonie, Dziennik Geniusza, plany, plany, plany, spacer z Charkiem x2: popsuty samochód, dziwne-miłe spotkania, srebrny szerszeń: B-y, C-k, B-o, 'Mam napad!', propozycja MBani, zaproszenie, brak kontaktów na gadu, porządek Pablo, spieprzony plan, pozdrowienia Leśniczego, miły wniosek, i to.
niedziela, 24 kwietnia 2011
Oh! Wciśnij siedem!
Taki dzień jak dzisiejszy to idealny dzień na Maćka, znów.
Oprócz tego? Tak, to zdecydowanie nowa miłość.
Oprócz tamtego? Idę spać.
PS: Nie muszę dodawać, że Pani z boku to nie Maciej Stuhr, prawda?
(Chopin) – Jesteś klientem, który bardzo się śpieszy. Twój czas jest dla nas bardzo ważny. Jeśli śpieszysz się na autobus, wciśnij 1. Jeśli śpieszysz się do pracy, wciśnij 2. Jeśli śpieszysz się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą, wciśnij 3. Jeśli nie znasz powiedzenia: śpiesz się powoli, wciśnij 4. Inne: wciśnij 5. Omyłkowo zamiast 5 wciskam 4.
(Chopin) – Znajdujesz się w poczekalni do ekspresowego załatwienia swojej sprawy. Jeżeli nie śpieszy ci się tak bardzo i chcesz nadal wciskać klawisze, wciśnij 1. Jeżeli śpieszy ci się tak bardzo, że w żadnym wypadku nie chcesz już niczego wciskać, wciśnij 2. Aby połączyć się z operatorem w dowolnym momencie, wciśnij zero. W dowolnym momencie?! W dowolnym momencie?!!! Wciskam zero.
(Chopin) – Aby przyśpieszyć jeszcze bardziej załatwienie twojej sprawy, prosimy o sprecyzowanie tematu rozmowy. Pochwała działania naszej firmy – wciśnij 1. Uwagi, skargi i zażalenia
– wciśnij czerwoną słuchawkę. Pogoda – wciśnij 2. Luźne pitu-pitu
– wciśnij 3. Zmiana danych osobowych – wciśnij 4. O, Jezu! Drżącą ręką wciskam 4.
– W trosce o bezpieczeństwo naszych klientów wszystkie rozmowy z konsultantami są nagrywane. Jeżeli nie wyrażasz zgody na nagranie, odłóż słuchawkę.
– Nie! Halo! Wyrażam, wyrażam! Błagam, nagrajcie mnie! Nagrajcie, odsłuchujcie sobie potem, wyślijcie Michnikowi, wszystko jedno, nieważne!!!
– Znajdujesz się w kolejce oczekujących na połączenie z operatorem. Przybliżony czas oczekiwania to 12 minut.
20 minut później.
– Dzień dobry, witamy serdecznie w naszej firmie! Dziękujemy za telefon i wybór naszej firmy, życzymy zdrowia, szczęścia, pomyślności. Małgorzata Precyzja, w czym mogę pomóc?
– Halo?! To ja! Halo, proszę się nie rozłączać! Proszę niczego nie wciskać! Dzień dobry! Jak się cieszę, że panią słyszę!
– Witamy serdecznie w naszej firmie! Małgorzata Precyzja, w czym mogę pomóc?
– Proszę pani, ja chciałem jedynie zgłosić zmianę adresu zamieszkania.
– Oczywiście. Poproszę pana o hasło.
– Hasło? Jakie hasło?
– 10-cyfrowe hasło dostępu, które wybrał pan 10 lat temu przy podpisaniu pierwszej umowy z naszą firmą.
– Ach tak, oczywiście. Obawiam się, że nie pamiętam…
– W takim razie poproszę pana o numer klienta.
– Jakiego klienta?
– No… pana klienta…
– Ach tak, oczywiście. Obawiam się, że nie pamiętam…
– W takim razie proszę wstukać 4-cyfrowy tajny numer PIN.
– Kobieto! Zmiłuj się! To ja! Maciej, syn Jerzego! Adres chciałem zmienić! Ja nie znam żadnego PIN-u, żadnego hasła! Za chwilę nawet nie będę pamiętał, jak się nazywam!
– Małgorzata Precyzja, w czym mogę pomóc?
– Do Warszawy z Krakowa przyjechałżem!
– W takim razie przełączam pana do menedżera konsultantów. Po sygnale proszę wcisnąć 1. Do widzenia, dziękujemy za skorzystanie z usług naszej infolinii!
Słyszę sygnał, ale żółć zalewa mi oczy, więc nie widzę dokładnie, co wciskam.
– Ten klawisz nie jest aktywny. (Chopin). Dzień dobry! Tu automatyczna, telefoniczna, supernowoczesna infolinia dla naszych abonentów. Twój czas jest dla nas bardzo ważny. For English press 1.
Skojarzenia:
Opowieści dziadka, wciskanie dwóch dych, 30 km, nierobiące wrażenia dobre i złe wiadomości, przejażdżka z M, zaliczenie szafki, cytryna i pieniąca się woda, OlivierT. w parku, łysy z butelką, adrenalina->przyspieszona przejażdżka, koncert w Ogrodzie, święta, sprzątanie żeby odpocząć, spacer Mo z DzStef, własne łóżko, Sandra Oh, Chirurdzy, Stuhr, barszczwyrabarka, upycharka i odsiedzenio wymigiwaczka, wiatEr
Oprócz tego? Tak, to zdecydowanie nowa miłość.
Oprócz tamtego? Idę spać.
PS: Nie muszę dodawać, że Pani z boku to nie Maciej Stuhr, prawda?
Wciśnij siedem!
Z cyklu: W krzywym...
Tuuut. Tuuut. Tuuut. (Chopin) – Dzień dobry! Tu automatyczna, telefoniczna, supernowoczesna infolinia dla naszych abonentów. Twój czas jest dla nas bardzo ważny. For English press 1. Jeśli chcesz sprawdzić dane swojej ostatniej faktury, wciśnij 2. Jeśli interesuje cię nasza najnowsza oferta, promocyjne okazje lub okazyjne promocje, wciśnij 3. Jeśli chcesz sprawdzić ilość magicznych punktów, wciśnij 4. Jeśli chcesz zamówić nagrodę, upominek lub masz na imię Wojtek, wciśnij 5. Jeśli masz aparat starego typu z tarczą zamiast klawiszy, wciśnij 6. Jeśli chcesz wcisnąć 7, wciśnij 7. Jeśli jesteś świadkiem, uczestnikiem lub ofiarą napadu, wciśnij 997. Jeśli bardzo się śpieszysz, wciśnij 8. Wciskam 8(Chopin) – Jesteś klientem, który bardzo się śpieszy. Twój czas jest dla nas bardzo ważny. Jeśli śpieszysz się na autobus, wciśnij 1. Jeśli śpieszysz się do pracy, wciśnij 2. Jeśli śpieszysz się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą, wciśnij 3. Jeśli nie znasz powiedzenia: śpiesz się powoli, wciśnij 4. Inne: wciśnij 5. Omyłkowo zamiast 5 wciskam 4.
(Chopin) – Znajdujesz się w poczekalni do ekspresowego załatwienia swojej sprawy. Jeżeli nie śpieszy ci się tak bardzo i chcesz nadal wciskać klawisze, wciśnij 1. Jeżeli śpieszy ci się tak bardzo, że w żadnym wypadku nie chcesz już niczego wciskać, wciśnij 2. Aby połączyć się z operatorem w dowolnym momencie, wciśnij zero. W dowolnym momencie?! W dowolnym momencie?!!! Wciskam zero.
(Chopin) – Aby przyśpieszyć jeszcze bardziej załatwienie twojej sprawy, prosimy o sprecyzowanie tematu rozmowy. Pochwała działania naszej firmy – wciśnij 1. Uwagi, skargi i zażalenia
– wciśnij czerwoną słuchawkę. Pogoda – wciśnij 2. Luźne pitu-pitu
– wciśnij 3. Zmiana danych osobowych – wciśnij 4. O, Jezu! Drżącą ręką wciskam 4.
– W trosce o bezpieczeństwo naszych klientów wszystkie rozmowy z konsultantami są nagrywane. Jeżeli nie wyrażasz zgody na nagranie, odłóż słuchawkę.
– Nie! Halo! Wyrażam, wyrażam! Błagam, nagrajcie mnie! Nagrajcie, odsłuchujcie sobie potem, wyślijcie Michnikowi, wszystko jedno, nieważne!!!
– Znajdujesz się w kolejce oczekujących na połączenie z operatorem. Przybliżony czas oczekiwania to 12 minut.
20 minut później.
– Dzień dobry, witamy serdecznie w naszej firmie! Dziękujemy za telefon i wybór naszej firmy, życzymy zdrowia, szczęścia, pomyślności. Małgorzata Precyzja, w czym mogę pomóc?
– Halo?! To ja! Halo, proszę się nie rozłączać! Proszę niczego nie wciskać! Dzień dobry! Jak się cieszę, że panią słyszę!
– Witamy serdecznie w naszej firmie! Małgorzata Precyzja, w czym mogę pomóc?
– Proszę pani, ja chciałem jedynie zgłosić zmianę adresu zamieszkania.
– Oczywiście. Poproszę pana o hasło.
– Hasło? Jakie hasło?
– 10-cyfrowe hasło dostępu, które wybrał pan 10 lat temu przy podpisaniu pierwszej umowy z naszą firmą.
– Ach tak, oczywiście. Obawiam się, że nie pamiętam…
– W takim razie poproszę pana o numer klienta.

– No… pana klienta…
– Ach tak, oczywiście. Obawiam się, że nie pamiętam…
– W takim razie proszę wstukać 4-cyfrowy tajny numer PIN.
– Kobieto! Zmiłuj się! To ja! Maciej, syn Jerzego! Adres chciałem zmienić! Ja nie znam żadnego PIN-u, żadnego hasła! Za chwilę nawet nie będę pamiętał, jak się nazywam!
– Małgorzata Precyzja, w czym mogę pomóc?
– Do Warszawy z Krakowa przyjechałżem!
– W takim razie przełączam pana do menedżera konsultantów. Po sygnale proszę wcisnąć 1. Do widzenia, dziękujemy za skorzystanie z usług naszej infolinii!
Słyszę sygnał, ale żółć zalewa mi oczy, więc nie widzę dokładnie, co wciskam.
– Ten klawisz nie jest aktywny. (Chopin). Dzień dobry! Tu automatyczna, telefoniczna, supernowoczesna infolinia dla naszych abonentów. Twój czas jest dla nas bardzo ważny. For English press 1.
Maciej Stuhr
Skojarzenia:
Opowieści dziadka, wciskanie dwóch dych, 30 km, nierobiące wrażenia dobre i złe wiadomości, przejażdżka z M, zaliczenie szafki, cytryna i pieniąca się woda, OlivierT. w parku, łysy z butelką, adrenalina->przyspieszona przejażdżka, koncert w Ogrodzie, święta, sprzątanie żeby odpocząć, spacer Mo z DzStef, własne łóżko, Sandra Oh, Chirurdzy, Stuhr, barszczwyrabarka, upycharka i odsiedzenio wymigiwaczka, wiatEr
Koalina
Włochato. Włochato. Włochato. Włochato. Włochato. Włochato. Włochato. Włochato.
(Jedno 'Włochato' brzydko wyglądało)
Ostatni 'półtoratydzień' był tak intensywny, że nie miałam czasu i siły pisać, co więcej wątpię, żebym teraz nadrobiła zaległości. To był cudowny 'półtoratydzień', tak zmienny i wypełniony różnymi ludźmi, etapami, wnioskami, doświadczeniami i przeróżnymi czuciami, tak czuciowatymi czuciami, że nawet mój czuciośrodek jest trochę zczuszany i zczuciowiały całą czuciowością. Czucia kompletnie sparaliżowały odczucia, wyczuciowały się z nimi i poczuchały swoją nową odczucioczuciowość.
To chyba jedne z najwybitniejszych dni w moim życiu.
Skojarzenia:
Maturalna, Pieprz-niezły popieprz, Kociołpieprz, Kćądź, 3 nieprzespane doby, sięKubĄwyręczanie, powrót, Pawlukiewiczownia, pobudka- bo sweterek trzeba zmierzyć, P, zdana P, w godzinne przygotowania, panieński, wodiczka, prezerwatywy, Georg, J.A.S., K.K.A, 'tylko żadnych dziwków!', pozycja na śrubę (ja w akcji), pozycja na jeża (znowu ja w akcji), pozycji miliony, karny jeżyk, dmuchnięty George, prezenty, obmacywanie prezentów, apteczka banan, 'będziemy się rozmnażać!', czekoladowe eksportowane jajka, Pan Autobusiarz i Pan DziadekAutobusiarz, obiad, matma P, sen, wolne, kłótnia (wrrr), wolna środa z powodu kłótni, przegapione ognisko ( :(! ), Xacek, TRIŚPIEWY w ciągu dwóch dni xD, czwartkowy wyjazd do koszala, zegarek, wysokie buty na wesele, rocznica ślubu po raz pierwszy (pierwszy raz w życiu zapomniałam- prawie zapomniałam), rocznica ślubu po raz drugi, zabieganie, maturodupienie, dyrygent, 'tam są trzy rury!', nowy odc Glee, spotkanie Ł.M. (lekka przerażające, rozczarowujące i zawstydzające- jednym słowem FUJ!), spotkanie ojca Ł.M., spacer z Charkowym, spryt i niedospryt, To odczucie (miłe, pełne nadziei, choć nie liczące, przeznaczeniowe, kujące i włochate)
(Jedno 'Włochato' brzydko wyglądało)
Ostatni 'półtoratydzień' był tak intensywny, że nie miałam czasu i siły pisać, co więcej wątpię, żebym teraz nadrobiła zaległości. To był cudowny 'półtoratydzień', tak zmienny i wypełniony różnymi ludźmi, etapami, wnioskami, doświadczeniami i przeróżnymi czuciami, tak czuciowatymi czuciami, że nawet mój czuciośrodek jest trochę zczuszany i zczuciowiały całą czuciowością. Czucia kompletnie sparaliżowały odczucia, wyczuciowały się z nimi i poczuchały swoją nową odczucioczuciowość.
To chyba jedne z najwybitniejszych dni w moim życiu.
Skojarzenia:

niedziela, 10 kwietnia 2011
My name is Joseph Cassel. I’m God
Czuję, że ostatnio zawodzę wszystkich, bez wyjątku, każdego z Was i miliona osób obecnych w moim życiu. To uczucie, którego chyba nienawidzę najbardziej z całej gamy najbardziej znienawidzonych uczuć jakie ludzkość posiada w swoim szerokim asortymencie.
Nie potrafię ostatnio sprostać sobie. Być dla innych Buką, Bukarolisą, Karolisą, Karotą, Karolcią, Karotenem, Wiewiórą, Buczyną, Kicią, Szpilą, KS, Maliną (bez komentarza), Małą, Karo, Liną, Psycholem (nie wiem co jeszcze pominęłam!). W ramach wyjaśnienia, nie jestem ani przygnębiona, ani dobita, ani nic w tym guście. Po prostu mam świadomość, że nawalam.
Wiem czego chcę w życiu, przynajmniej mam główny zarys... ale nie potrafię, nie chcę (mi się) do tego dążyć, w sumie nie wiem dlaczego(może chciałabym nie musieć się starać?). Zastanawiałam się dzisiaj nad tym czy zazdroszczę takim ludziom jak np. Nicolas Minovici, rumuński naukowiec, który chciał zgłębić wiedzę na temat samobójczej śmierci dlatego po długo letnich badaniach i zbieraniu szczegółowych materiałów na temat samobójców, próbował się powiesić 12 razy, żeby zrozumieć uczucia takiego człowieka. Swoją drogą, ciekawe jak dokładnie pan Nicolas planował swoje samobójstwa, czy np. kiedy kupował linę w sklepie dobierał ją pod kolor firanek albo swoich oczu. Z jednej strony podziwiam w ludziach taką determinację w dążeniu do swoich celów lub realizacji potrzeb. I nie będę pisała 'z drugiej strony' bo to nie jest speach czy wypracowanie maturalne z angielskiego, o!
Przypomniał mi się drugi eksperyment o którym kiedyś czytałam. Dotyczył trzech ludzi uważających się za Chrystusów (nie pamiętam tylko jakie były wyniki badań, chyba się nie powiodły - jutro to sprawdzę), których naukowcy postanowili zamknąć w jednym pomieszczeniu. Naukowcy uważali, że ten 'zabieg' spowoduje, że trzech 'Jezusów' przestanie się uważać za bogów. Swoją drogą ludzie mają ciekawe pomysły i czasem głupie, np. wtedy kiedy karmią pająki moczem schizofreników, żeby zobaczyć czy to wpłynie na wzory sieci jakie będą wyplatać pająki.
W sumie moje, dzisiejsze rozmyślenia kompletnie nie zamykają się w schemacie maturalnym. Pewnie, gdybyśmy musieli napisać pracę lub zdać maturę ustną z naszych 'rozmyślań' musielibyśmy się wpasować w klucz napisany przez OKE.
Jak pewnie da się zauważyć, ostatnio wróciła moja mania reklamowa (która chwilowo przygniotła manie designerstwa, razem z Li, Komodą i Phillippe, od jakiś trzech lat przeplatają się na wzajem).
Skojarzenia:
Zakupy,baleriny, obtarte nogi, ból głowy, trzy godziny snu, dziwna akcja chrystianizacji na placu, Inny Świat, pusta chata (ah... ), ambitny plan - ambitnie zawalony, dziwna noc (ataki...dziedziczne chyba-dzisiaj się dowiedziałam w bibliotece), w sumie zadowolona (tak naprawdę zadowolona albo nie naprawdę niezadowolona), sny- wypadki, Sesja, kolejna odnaleziona rzecz, niedziałająca karta, MM&J, poszukiwania nowej muzyki, znowu stawiam akapity, druga noc z rzędu z włączającym się punkt 24:00 budzikoradiem i dzwonami kościelnymi w budzikoradiu.
W normalnym państwie istnieją ludzie zadowoleni, średniozadowoleni i niezadowoleni. W państwie, w którym wszyscy są zadowoleni, zachodzi podejrzenie, że wszyscy są niezadowoleni. Tak czy owak tworzymy zwartą całość.

Wiem czego chcę w życiu, przynajmniej mam główny zarys... ale nie potrafię, nie chcę (mi się) do tego dążyć, w sumie nie wiem dlaczego(może chciałabym nie musieć się starać?). Zastanawiałam się dzisiaj nad tym czy zazdroszczę takim ludziom jak np. Nicolas Minovici, rumuński naukowiec, który chciał zgłębić wiedzę na temat samobójczej śmierci dlatego po długo letnich badaniach i zbieraniu szczegółowych materiałów na temat samobójców, próbował się powiesić 12 razy, żeby zrozumieć uczucia takiego człowieka. Swoją drogą, ciekawe jak dokładnie pan Nicolas planował swoje samobójstwa, czy np. kiedy kupował linę w sklepie dobierał ją pod kolor firanek albo swoich oczu. Z jednej strony podziwiam w ludziach taką determinację w dążeniu do swoich celów lub realizacji potrzeb. I nie będę pisała 'z drugiej strony' bo to nie jest speach czy wypracowanie maturalne z angielskiego, o!

W sumie moje, dzisiejsze rozmyślenia kompletnie nie zamykają się w schemacie maturalnym. Pewnie, gdybyśmy musieli napisać pracę lub zdać maturę ustną z naszych 'rozmyślań' musielibyśmy się wpasować w klucz napisany przez OKE.

Skojarzenia:
Zakupy,baleriny, obtarte nogi, ból głowy, trzy godziny snu, dziwna akcja chrystianizacji na placu, Inny Świat, pusta chata (ah... ), ambitny plan - ambitnie zawalony, dziwna noc (ataki...dziedziczne chyba-dzisiaj się dowiedziałam w bibliotece), w sumie zadowolona (tak naprawdę zadowolona albo nie naprawdę niezadowolona), sny- wypadki, Sesja, kolejna odnaleziona rzecz, niedziałająca karta, MM&J, poszukiwania nowej muzyki, znowu stawiam akapity, druga noc z rzędu z włączającym się punkt 24:00 budzikoradiem i dzwonami kościelnymi w budzikoradiu.
W normalnym państwie istnieją ludzie zadowoleni, średniozadowoleni i niezadowoleni. W państwie, w którym wszyscy są zadowoleni, zachodzi podejrzenie, że wszyscy są niezadowoleni. Tak czy owak tworzymy zwartą całość.
sobota, 9 kwietnia 2011
Mysterious box. Is that clear?
Space - an empty area which is available to be used
Upfront - speaking or behaving i na way which makes intentions and beliefs clear
Clear - not covered or blocked by anything
Kick - to hit someone or something with the foot
Senseless - not having good judgment or a good or useful purpose
Czytam dużo felietonów, uwielbiam je. Pozwalają odkryć w czyimś świecie kawałek swojego, zjednać się z kimś zupełnie obcym, (a także w takich chwilach jak ta) choć na chwilę zamilknąć, uciszyć w sobie to co krzyczy.
Dzisiaj stanowczo muszę odnaleźć swoje momenty totalne, wszystkie.
Po raz drugi pozwolę wypowiedzieć się komuś za mnie, bo czasem już tak jest, że się nie ma nic do powiedzenia.
Paulina Przybysz

Równie wysoko w rankingu stoją również momenty witania się z własnym dzieckiem, kiedy wracasz do domu albo ona budzi się z popołudniowej drzemki, chce na rączki i mocno owija cię tymi rączkami i nóżkami jak mała małpka, o której zawsze marzyłaś, oglądając "Pippi Langstrumpf".
Cieszy także czasem choroba - oczywiście mam doświadczenie tylko z tymi mało groźnymi - świadomość, że coś cię rozłoży na kilka dni i że choćbyś chciała, to nie możesz. Wtedy należy tylko doceniać to, że chłopak donosi ci nowe serie "Chirurgów" i herbatkę z wiśniówką. Oczywiście odkąd mam dziecko, jest trudno się tak obłożnie wygrzać, chętniej więc choruję w "weekendy ojcowskie". Ale z synchronizacją bywa ciężko, dlatego są to wydarzenia deficytowe.
Do listy muszę dodać oczywiście sytuację wręcz przeciwną, jaką jest totalna aktywność zawodowa. Moim ulubionym elementem są koncerty. Zawsze przed wejściem na scenę bierzesz taki oddech, który ma wszystko załatwić, ogarnąć energetycznie, udźwignąć powagę sytuacji, i starcza go potem na wiele więcej, bo jest dopompowany przez odbiorców. Po to te płyty, firmy, wywiady, żeby można to było robić jak najcześciej i z tego w miarę wyżyć.
Są też takie chwile, jest ich bardzo dużo, zważywszy, że mieszkam w mieście, w którym się urodziłam, kiedy dzięki stawianiu stóp w tych samych miejscach, gdzie kiedyś stawiałam swoje mikrostópki dziewczynki, mam wrażenie, że czas nie istnieje. Obrazki, zapachy, pamięć starych myśli są tak intensywne, jakbym żyła w równoległej przestrzeni. Ostatnio śpiewałam "Inspirations" na 60-leciu swojej podstawowej szkoły muzycznej. Stanęłam w auli, w której zwykłam niegdyś grać egzaminy, odczuwając stres i skupienie. Odruchowo wytarłam nawet ręce w ubranie, jakbym miała grać na wiolonczeli. Występowałam zupełnie rozluźniona na wielu scenach, w różnych klubach, krajach, tele- i radioodbiornikach, a jednak zestresował mnie występ dla nauczycieli i kolegów z dzieciństwa. Kiedy skończyłam, poczułam jakieś dziwne spełnienie jakbym zatoczyła krąg.
Jest tych momentów o wiele więcej, część uświadomionych, część kamuflowanych lub bagatelizowanych. Trzeba je wyjmować, eksponować, przypominać sobie, szastać wręcz nimi. Polecam stworzenie listy swoich momentów totalnych. Warto niektóre czynności podciągnąć pod ten termin, nawet na wyrost je trochę wylansować. Może się w końcu okazać, że potrafią gładko przechodzić jeden w drugi, dzień, noc, choroba, aktywność, jedzenie, przemieszczanie... to się ciągle dzieje, wciąż. Dobrze wiedzieć, że te dni nie schodzą na gonieniu czegoś, co kiedyś będzie docelowe. Total jest teraz.
Upfront - speaking or behaving i na way which makes intentions and beliefs clear
Clear - not covered or blocked by anything
Kick - to hit someone or something with the foot
Senseless - not having good judgment or a good or useful purpose

Dzisiaj stanowczo muszę odnaleźć swoje momenty totalne, wszystkie.
Po raz drugi pozwolę wypowiedzieć się komuś za mnie, bo czasem już tak jest, że się nie ma nic do powiedzenia.
Paulina Przybysz
Wokalistka, felietonistka.
Nie czytam książek bo mnie usypiają, śpiewam i piszę piosenki, zbieram psie kupy w ogródku, turlam się po podłodze z córką, gram koncerty, gotuję, stoję w korkach, przyglądam się ludziom, kocham, śpię jak tylko i gdzie tylko się da i czasami jak leżę w wannie i patrzę na schodzący lakier z paznokci stóp(najczęściej wtedy) mam myśli jak dla mnie odkrywczo podsumowujące sens istnienia. I te właśnie spostrzeżenia opisuję na łamach Zwierciadła.

Momenty totalne
Z cyklu: Na dwa głosy
Wiecie, co jest najlepsze? Jak wracasz do domu z zakupami spożywczymi jeszcze przed śniadaniem i zjadasz na stojąco, jednocześnie rozpakowując, świeże pieczywo i marynowane tofu. W pośpiechu wgryzasz się w pomidora i mruczysz, i szczypiór się sypie, i dziecko biega z bułką, i winogronami. W telewizorze coś tam gada, nieważna jest treść, wstawiasz fasolę do wody, żeby się namoczyła, kawę na ogień i ręce rozmarzają ci w cieple domu.Najlepsze jest też, jak jeździsz samochodem po mieście jakoś po północy, na ulicach pusto, już się nie spieszysz, bo co to za różnica, czy wrócisz o 3, czy o 3.15. To się wtedy już nie nazywa transport czy lokomocja, to jest cruising. Słuchasz muzyki. Polecam artystów takich jak queen Bahamadia dla obudzenia w sobie genu królowej ulicy. Śpiewasz, jedziesz powolutku, bo nie chcesz, żeby to się skończyło. Śnieg świeci na pomarańczowo, nie jest zimny w tym audiowizualnym odbiorze. Nowy stadion jest jak ufo ogromny stara ci się udowodnić, że żyjesz w światowym rozwijającym się mieście, że wszystko jest tu możliwe.
Świetnie jest też, jak budzisz się w środku nocy, odruchowo sprawdzasz, która godzina, chociaż wciąż ciemno, ale chcesz sobie udowodnić, że zostało jeszcze dużo spania. Zarzucasz swoją ciężką nogę na chłopaka, przyjmujesz zbawienną dla kręgosłupa pozycję i z błogim uśmiechem odpływasz.Równie wysoko w rankingu stoją również momenty witania się z własnym dzieckiem, kiedy wracasz do domu albo ona budzi się z popołudniowej drzemki, chce na rączki i mocno owija cię tymi rączkami i nóżkami jak mała małpka, o której zawsze marzyłaś, oglądając "Pippi Langstrumpf".
Cieszy także czasem choroba - oczywiście mam doświadczenie tylko z tymi mało groźnymi - świadomość, że coś cię rozłoży na kilka dni i że choćbyś chciała, to nie możesz. Wtedy należy tylko doceniać to, że chłopak donosi ci nowe serie "Chirurgów" i herbatkę z wiśniówką. Oczywiście odkąd mam dziecko, jest trudno się tak obłożnie wygrzać, chętniej więc choruję w "weekendy ojcowskie". Ale z synchronizacją bywa ciężko, dlatego są to wydarzenia deficytowe.
Do listy muszę dodać oczywiście sytuację wręcz przeciwną, jaką jest totalna aktywność zawodowa. Moim ulubionym elementem są koncerty. Zawsze przed wejściem na scenę bierzesz taki oddech, który ma wszystko załatwić, ogarnąć energetycznie, udźwignąć powagę sytuacji, i starcza go potem na wiele więcej, bo jest dopompowany przez odbiorców. Po to te płyty, firmy, wywiady, żeby można to było robić jak najcześciej i z tego w miarę wyżyć.
Są też takie chwile, jest ich bardzo dużo, zważywszy, że mieszkam w mieście, w którym się urodziłam, kiedy dzięki stawianiu stóp w tych samych miejscach, gdzie kiedyś stawiałam swoje mikrostópki dziewczynki, mam wrażenie, że czas nie istnieje. Obrazki, zapachy, pamięć starych myśli są tak intensywne, jakbym żyła w równoległej przestrzeni. Ostatnio śpiewałam "Inspirations" na 60-leciu swojej podstawowej szkoły muzycznej. Stanęłam w auli, w której zwykłam niegdyś grać egzaminy, odczuwając stres i skupienie. Odruchowo wytarłam nawet ręce w ubranie, jakbym miała grać na wiolonczeli. Występowałam zupełnie rozluźniona na wielu scenach, w różnych klubach, krajach, tele- i radioodbiornikach, a jednak zestresował mnie występ dla nauczycieli i kolegów z dzieciństwa. Kiedy skończyłam, poczułam jakieś dziwne spełnienie jakbym zatoczyła krąg.
Jest tych momentów o wiele więcej, część uświadomionych, część kamuflowanych lub bagatelizowanych. Trzeba je wyjmować, eksponować, przypominać sobie, szastać wręcz nimi. Polecam stworzenie listy swoich momentów totalnych. Warto niektóre czynności podciągnąć pod ten termin, nawet na wyrost je trochę wylansować. Może się w końcu okazać, że potrafią gładko przechodzić jeden w drugi, dzień, noc, choroba, aktywność, jedzenie, przemieszczanie... to się ciągle dzieje, wciąż. Dobrze wiedzieć, że te dni nie schodzą na gonieniu czegoś, co kiedyś będzie docelowe. Total jest teraz.
Paulina Przbysz
Skojarzenia:
Poprawa z matmy, nienapisany i przełożony sprawdzian z historii, przespane popołudnie, koniec sezonu 4 S-s, nowy odcinek sezonu 5, ogólne rozbicie, nienagrywająca nagrywarka, MN wyrabiający normę, Sesja, wizyta w muzeum, prawie zgubiona kurtka, odnalezione skierowanie, panowie robotnicy c.d., Chirurgowy atak M, plan 5-dniowy, nieprzeczytane, niezrobione, niezapisane i nierozwiązane, NieDzień, matematykowe pogawędki z X-Iksem, przeszkadzająca Grr. w rysowaniu, nienapisana praca. zdrapany lakier, samo włączający się telewizor, nie cukrzyca, powolne odnajdywanie rzeczy, mniejsza ilość zgubionych w stosunku do odnalezionych, 'PEDAŁ!' x3 , 'schadzki', odprowadzenie M, która mnie odprowadziła, dziwna Pani w autobusie, kolejne spotkanie z napitym Miśkiem, mueowy bizonolis, Charkowy spacer i ucieczka przed Korą, herbata x3.
środa, 6 kwietnia 2011
Widzenie pana Nacota.
Skojarzenia:
Wypracowanie, Pożegnanie z Marią, przenudziarski wykład o samorządach, zdjęcie do świadectwa, nowe oblicze włoskiego, ~chrapka na francuza~, Le canzoni italiane, Domenico Modugno, Andrea Bocelli, Laura Pausini, Delacroix, mój rysunek serca z napisem wycieczki popsuty (zdupiony) przez M, 'zrobiłaś z dupy serce i z serca dupę', 'nie drżyj tak bo rozciągniesz sweterek',
K: nigdy nie widziałam tylu pał w kupie (teczka ze sprawdzianami z włoskiego)
M: K. to chyba nie było zbyt trafne porównanie,
podsumowanie trzech lat, P. ze swoim 'ooo..', wykładowe 'a.', Kaśwa (psywa tymczasowa) śpiąca na wykładzie, potworna chęć, francuskiego świat, wywiad z Warlikowskim, The White Stripe Stripes, biżuteria, herbata z malinowym sokiem, małpa i latająca krowa, 7 odc S-s przede mną, marne próby pisania, nietowarzyskość, ominięcie panów robotników, świat próbujący przekazać wiadomość, wszystko wokół jednego tematu- chyba trochę poruszona, zaniepokojenie i obwinianie z niewiedzy, nowe newsy o Glee od P, Mo i Pa mnie załatwili, jebuckie mydło,
BEZSILNOŚĆ... i pustka.
Wypracowanie, Pożegnanie z Marią, przenudziarski wykład o samorządach, zdjęcie do świadectwa, nowe oblicze włoskiego, ~chrapka na francuza~, Le canzoni italiane, Domenico Modugno, Andrea Bocelli, Laura Pausini, Delacroix, mój rysunek serca z napisem wycieczki popsuty (zdupiony) przez M, 'zrobiłaś z dupy serce i z serca dupę', 'nie drżyj tak bo rozciągniesz sweterek',
K: nigdy nie widziałam tylu pał w kupie (teczka ze sprawdzianami z włoskiego)
M: K. to chyba nie było zbyt trafne porównanie,
podsumowanie trzech lat, P. ze swoim 'ooo..', wykładowe 'a.', Kaśwa (psywa tymczasowa) śpiąca na wykładzie, potworna chęć, francuskiego świat, wywiad z Warlikowskim, The White Stripe Stripes, biżuteria, herbata z malinowym sokiem, małpa i latająca krowa, 7 odc S-s przede mną, marne próby pisania, nietowarzyskość, ominięcie panów robotników, świat próbujący przekazać wiadomość, wszystko wokół jednego tematu- chyba trochę poruszona, zaniepokojenie i obwinianie z niewiedzy, nowe newsy o Glee od P, Mo i Pa mnie załatwili, jebuckie mydło,
BEZSILNOŚĆ... i pustka.
wtorek, 5 kwietnia 2011
Odkryj na nowo miękkość wełny.
Jest duża różnica między robieniem czegoś dobrze a robieniem czegoś naprawdę twórczo.
Nie chcę objaśniać jak to się ma do dzisiejszego dnia. Napiszę tylko, że praca nad reklamą mogłaby spokojnie ukoić smutek po Sofie. To tyle.
Skojarzenia:
Rowery, wyścig z panem 'JestemDumnyIŻadnaKobietaNieMożeByćLepsza'-kara za zuchwalstwo, Sesja,
'Skoro piszecie, że Hipolit Wielosławski to przedstawiciel awangardy krakowskiej, to znak, że musicie powtórzyć lektury', zatwierdzony pomysł przez Miłą, osobowość chucha, Hulk, wyjątkowy w-f, kolanko, zabawa z przyssawką, atak na tyłek M, Panowie robotnicy, skruszony robotnik, kolejny robotnik, uśmiechający się 'ej no!' robotnik, M zahaczona o kabel, M. niszcząca trawkę, dwie prawdopodobnie przejechane żaby (i to nie przeze mnie), nieostrzeżona i kolizja, manamanam, Paulikot, znaleziony zeszyt od wosu, mieszane uczucia, sweter, przegadany Polski- zagadana Miła, zdjęcia do Tematu, zamorderstwo prosiaka, ostateczne odrzucenie mitu Wyjątkowego!
'M: co robicie?
O: Hm...ćwiczymy.
M: Co?
O: Otwieranie wina'
poniedziałek, 4 kwietnia 2011
Не понимая снова уплыву
Считаю в уме я летать не умею,немею я
И имя отнимет, и солнце остынет, и нет меня
Не мысля о смысле, ни целую хочешь, ни рваную
Открытые краны ведут меня в странную ванную
Nigdy nie czułam się przez to gorsza, lepsza też nie, chociaż wcześniej byłam dumna, że nie mam ciśnienia. Teraz jest inaczej. Dalej nie czuję się gorsza, chociaż wiem, że przez to odstaje. Tak na prawdę inni pewnie tego nie zauważają ale ja czuję, że to mnie izoluje od reszty. Ta izolacja jest specyficzna bo reszta jej nie dostrzega, a przynajmniej nie izolacji wywołanej właśnie tym.
Nie czuje się gorsza, czuje się inna. Teraz nie chcę czuć się inna, chcę się wtopić w tłum.
Odbieram wrażenie, że jedyne co mnie przy tym trzyma to sama idea. Tak, jeszcze jest we mnie ta cienka nitka na końcu mająca przyczepione pudełko z napisem 'idea'. Wyłączenie 'idea'.
Dziwi mnie tylko jedna rzecz. Czasem zdarza mi się myśleć o Wyjątkowym (tym dla którego otarcia się o niego była bym sobie w stanie wbić nóż i trzy razy przekręcić...tylko, żeby dotknąć wyjątkowości), wtedy zastanawiam się czy to nie jest WYJĄTEK od reguły, czy on nie jest jedynym, który jest w stanie otworzyć 'idee' i znaleźć tam coś więcej oprócz trocin i waty.
Może ja muszę mieć pod górkę? Zawsze lubiłam rzucać się na głęboką wodę, musieć sobie radzić w sytuacjach, w których trzeba zmobilizować cały organizm do pracy, w których wszystko musi w tobie pracować, bo jeśli coś nie pracuje to zaburza i uniemożliwia osiągniecie celu. Może to jaki trudny jest Wyjątkowy daje mu szansę na otworzenie pudełka? Może wyłącznie na otworzenie. Chociaż jest TYLKO Wyjątkowym, o którego wyjątkowość chcę się TYLKO otrzeć a chce się o nią otrzeć najprawdopodobniej dlatego, że jest dla mnie nieznana i sprawia wrażenie nieosiągalnej. Wszystko co dla mnie staje się osiągalne traci urok i koloryt.
Nie wiem czy niechęć jest efektem nieprzystosowania, przeznaczonej innej funkcji, tej dziwnej kreatury czy czystej 'niepotrzeby'.
Ostatnio zastanawiam się czy ja aby nie maskuję się pod J... nie wykorzystuje go do stwarzania pozorów. Tak.

И пропадая, падает до дна
И мне хватает да и мне видно
Не поднимая голову живу
Не понимая слово уплыву
Skojarzenia:
Matma, poczucie dziewiętnastu, PanTe, maskowanie się, dziwny test z tekstem pana Wojciszke, Nothing else matters- na gitarze, ostatni tydzień z gitarą, brak kasy na prezent- Mo i Pa mnie wykiwali, Xacek, Suchowiejko, Metallica w wykonaniu K.(miłe uczucie), 5s-e, Wyjątkowy.
А коли нiч моє вкриє мiсто,
То ти побачиш як я гарно танцюю, юююю ююююю.
Я подарую тобi зiрок намисто,
Крижаними фарбами тебе тебе я намалюю, ююююююю.
Чому? Бо я не той хто тобi потрiбен,
Я не той, я не тооооой!
Я не той хто тобi потрiбен,
Я не той, хто потрiбен насправдi, Еееее,
Хто потрiбен насправдi, Еее.
И имя отнимет, и солнце остынет, и нет меня
Не мысля о смысле, ни целую хочешь, ни рваную
Открытые краны ведут меня в странную ванную

Nigdy nie czułam się przez to gorsza, lepsza też nie, chociaż wcześniej byłam dumna, że nie mam ciśnienia. Teraz jest inaczej. Dalej nie czuję się gorsza, chociaż wiem, że przez to odstaje. Tak na prawdę inni pewnie tego nie zauważają ale ja czuję, że to mnie izoluje od reszty. Ta izolacja jest specyficzna bo reszta jej nie dostrzega, a przynajmniej nie izolacji wywołanej właśnie tym.
Nie czuje się gorsza, czuje się inna. Teraz nie chcę czuć się inna, chcę się wtopić w tłum.
Odbieram wrażenie, że jedyne co mnie przy tym trzyma to sama idea. Tak, jeszcze jest we mnie ta cienka nitka na końcu mająca przyczepione pudełko z napisem 'idea'. Wyłączenie 'idea'.
Dziwi mnie tylko jedna rzecz. Czasem zdarza mi się myśleć o Wyjątkowym (tym dla którego otarcia się o niego była bym sobie w stanie wbić nóż i trzy razy przekręcić...tylko, żeby dotknąć wyjątkowości), wtedy zastanawiam się czy to nie jest WYJĄTEK od reguły, czy on nie jest jedynym, który jest w stanie otworzyć 'idee' i znaleźć tam coś więcej oprócz trocin i waty.
Może ja muszę mieć pod górkę? Zawsze lubiłam rzucać się na głęboką wodę, musieć sobie radzić w sytuacjach, w których trzeba zmobilizować cały organizm do pracy, w których wszystko musi w tobie pracować, bo jeśli coś nie pracuje to zaburza i uniemożliwia osiągniecie celu. Może to jaki trudny jest Wyjątkowy daje mu szansę na otworzenie pudełka? Może wyłącznie na otworzenie. Chociaż jest TYLKO Wyjątkowym, o którego wyjątkowość chcę się TYLKO otrzeć a chce się o nią otrzeć najprawdopodobniej dlatego, że jest dla mnie nieznana i sprawia wrażenie nieosiągalnej. Wszystko co dla mnie staje się osiągalne traci urok i koloryt.
Nie wiem czy niechęć jest efektem nieprzystosowania, przeznaczonej innej funkcji, tej dziwnej kreatury czy czystej 'niepotrzeby'.
Ostatnio zastanawiam się czy ja aby nie maskuję się pod J... nie wykorzystuje go do stwarzania pozorów. Tak.

И пропадая, падает до дна
И мне хватает да и мне видно
Не поднимая голову живу
Не понимая слово уплыву
Skojarzenia:
Matma, poczucie dziewiętnastu, PanTe, maskowanie się, dziwny test z tekstem pana Wojciszke, Nothing else matters- na gitarze, ostatni tydzień z gitarą, brak kasy na prezent- Mo i Pa mnie wykiwali, Xacek, Suchowiejko, Metallica w wykonaniu K.(miłe uczucie), 5s-e, Wyjątkowy.
А коли нiч моє вкриє мiсто,
То ти побачиш як я гарно танцюю, юююю ююююю.
Я подарую тобi зiрок намисто,
Крижаними фарбами тебе тебе я намалюю, ююююююю.
Чому? Бо я не той хто тобi потрiбен,
Я не той, я не тооооой!
Я не той хто тобi потрiбен,
Я не той, хто потрiбен насправдi, Еееее,
Хто потрiбен насправдi, Еее.
niedziela, 3 kwietnia 2011
Glarty, na cześć boga rozrywki, Wielkiego Glee!
Zgodnie z obietnicą umieszczam skrupulatnie napisanego posta, streszczającego ostatnią sobodzielną posiadówę z P.
Tegosobodzielne Glarty rozpoczęły się od uroczystych poszukiwań przystanku autobusowego z zawartością w postaci P. Po odnalezieniu przystanku, uroczyście przywitaliśmy P, w uroczystym składzie mnie i mnie, nie chlebem nie i nie solą. Wspólnie z uroczyście przywitaną P. udałyśmy się do nieuroczystego Sano by oddać się mozolnemu, acz uroczystemu liczeniu drobnych, pod kierownictwem specjalnie do tego wytypowanej drobnoliczarki oraz obliczaniu opłacalności zakupienia produktów niezbędnych do tegosobodzielnych obchodów. Całość budżetu wynosiła nie mniej, nie więcej jak 26,78, za które zakupiłyśmy w nieuroczystym Sano, dwa jaBłki, dwa różnej wielkości ty-kie (bo dlaczego miałybyśmy pójść na łatwiznę i kupić dwie takie same butelki?!) oraz cole light. Po uroczystym przekazaniu dowodu z niczyją inną gębą jak moją własna i zatwierdzeniu mojej pełnoletności, w podskokach, przez jezdnie i doliny udałyśmy się do chatki Biedronki, gdzie w towarzystwie dziwnie chodzącego chłopaka, powtórnie robiących zakupy panów (tylu butelek alko nikt by na raz nie udźwignął) oraz pana Heniarza, zapakowałyśmy dwie mialiny (1.99 za sztukę- dużo, tanio nietesco) oraz chipsy, których obydwie nienawidzimy (ironio! o smaku bekonu). Z pełnymi torbami dostałyśmy się do ośrodka obchodzin Glart (potocznie zwanego moim domem), gdzie dzięki uprzednio dostarczonej instrukcji obsługi, dowiedziałyśmy się jak wyjąć pizze z piekarnika nie uszkodziwszy sobie żadnej z kończyn. Po rytuale parzenia kawy, mrożenia i natalerzwykładania rozpoczęłyśmy oglądanie <niemy pisk> Eagle Vs Shark. Po trzykrotnym przerwaniu nam, dotarłyśmy do pamiętnej i jakże uroczystej sceny...
Następnie, około godziny trzeciej zasnęłam na poduszce opartej o P, przy kojącym głosie Jessa (do dziś jestem pełna podziwu, że z takim poświęceniem słuchałaś przez około 40 min w kółko tej samej piosenki) oraz P. śmiejącej się co chwila do zdjęć Chrisa czy Darrena.
Ranek spędziłyśmy (jakkolwiek to głupio zabrzmi) w łóżku, w tygrysich pościelach (xD) oglądając EvsS, A Verry Potter Musical i słuchając przeuroczych piosenek zespołu Cockhole'a :D.
Glarty zakończyły się odwożeniem P i rozmowami o ZAKACZUBIANIU.
Do dziś po owych sobodzielnych <arrr> uroczystościach zastanawiam się nad tym dlaczego Pan i Pani w Polonezie nie docenili naszej uprzejmości. W końcu nie musiałyśmy wcale czekać tych 3 minut aż przejadą, prawda??
*Za dzisiejszy post nie biorę odpowiedzialności <arrr...>
Tegosobodzielne Glarty rozpoczęły się od uroczystych poszukiwań przystanku autobusowego z zawartością w postaci P. Po odnalezieniu przystanku, uroczyście przywitaliśmy P, w uroczystym składzie mnie i mnie, nie chlebem nie i nie solą. Wspólnie z uroczyście przywitaną P. udałyśmy się do nieuroczystego Sano by oddać się mozolnemu, acz uroczystemu liczeniu drobnych, pod kierownictwem specjalnie do tego wytypowanej drobnoliczarki oraz obliczaniu opłacalności zakupienia produktów niezbędnych do tegosobodzielnych obchodów. Całość budżetu wynosiła nie mniej, nie więcej jak 26,78, za które zakupiłyśmy w nieuroczystym Sano, dwa jaBłki, dwa różnej wielkości ty-kie (bo dlaczego miałybyśmy pójść na łatwiznę i kupić dwie takie same butelki?!) oraz cole light. Po uroczystym przekazaniu dowodu z niczyją inną gębą jak moją własna i zatwierdzeniu mojej pełnoletności, w podskokach, przez jezdnie i doliny udałyśmy się do chatki Biedronki, gdzie w towarzystwie dziwnie chodzącego chłopaka, powtórnie robiących zakupy panów (tylu butelek alko nikt by na raz nie udźwignął) oraz pana Heniarza, zapakowałyśmy dwie mialiny (1.99 za sztukę- dużo, tanio nietesco) oraz chipsy, których obydwie nienawidzimy (ironio! o smaku bekonu). Z pełnymi torbami dostałyśmy się do ośrodka obchodzin Glart (potocznie zwanego moim domem), gdzie dzięki uprzednio dostarczonej instrukcji obsługi, dowiedziałyśmy się jak wyjąć pizze z piekarnika nie uszkodziwszy sobie żadnej z kończyn. Po rytuale parzenia kawy, mrożenia i natalerzwykładania rozpoczęłyśmy oglądanie <niemy pisk> Eagle Vs Shark. Po trzykrotnym przerwaniu nam, dotarłyśmy do pamiętnej i jakże uroczystej sceny...
Przez następne 15 minut pogrążone byłyśmy w transie cockholenia i bitchowania, pobijając tym samym rekord Doctorowania i Arrrr...owania. <arrrrr>
Punktualnie o <arrrr> 20:30 znalazłyśmy się w ciemnym <arrrr> pokoju (godzina dla <arrrr>świata!), które sprzyjało nocnym rozmową. [Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć o telefonie brataP i moich śmiechkonwulsjach, które uniemożliwiły mi poważne potraktowanie informacji, którą owy bratP chciał mi przekazać.Hm... w sumie do dziś mu nie wyjaśniłam mojego dziwnego zachowania, ups!] Godzinne 'zwierzenia' przerywane były regularnie przez pęcherz i kosmitę P.
O 21:30 obejrzałyśmy odc. Glee (do dziś moja ręka jest lekko odrętwiała po scenie kliss) + setki filmików i gleekowych gifów (po raz kolejny czuj się przytulona P- wiesz za który filmik, prawda?:D) , a także wyznaczyłyśmy sobie nowy cel, opanowanie FinnQuinnowego tańca.Następnie, około godziny trzeciej zasnęłam na poduszce opartej o P, przy kojącym głosie Jessa (do dziś jestem pełna podziwu, że z takim poświęceniem słuchałaś przez około 40 min w kółko tej samej piosenki) oraz P. śmiejącej się co chwila do zdjęć Chrisa czy Darrena.
Ranek spędziłyśmy (jakkolwiek to głupio zabrzmi) w łóżku, w tygrysich pościelach (xD) oglądając EvsS, A Verry Potter Musical i słuchając przeuroczych piosenek zespołu Cockhole'a :D.
Glarty zakończyły się odwożeniem P i rozmowami o ZAKACZUBIANIU.
Do dziś po owych sobodzielnych <arrr> uroczystościach zastanawiam się nad tym dlaczego Pan i Pani w Polonezie nie docenili naszej uprzejmości. W końcu nie musiałyśmy wcale czekać tych 3 minut aż przejadą, prawda??
*Za dzisiejszy post nie biorę odpowiedzialności <arrr...>
Subskrybuj:
Posty (Atom)