niedziela, 6 lutego 2011

Babcia Róża i jej szpiegowska siatka.

                 Róża Luksemburg. Niska, drobna, nieprzeciętna. Zawsze stoi nieruchomo, z głową przekręconą lekko w lewą stronę, tak by jej obserwację były jak najmniej widoczne. Jej usta ułożone w lekkim uśmiechu maja na celu zmylić wszystkich obecnych, a jej niczym niewyróżniający się beżowy płaszcz ma zamaskować jej prawdziwy cel przybycia. Ona cała ma za zadanie zmącić, zamieszać, wytrącić, zamaskować, pogmatwać, zdezorientować, zbić z tropu.
                 Wyglądem babcia Luksemburg przypomina tajnego współpracownika, który pod maską bibliotekarki wykrywa i rozszyfrowuje kuluarowe, podziemne, międzynarodowe sprawy. Zawsze gdy przebiega wzrokiem po wszystkich obecnych, zatrzymuje się właśnie na mnie.
                 Ostatnio odkryłam tajemnice Róży Luksemburg. Babcia nie działa sama, ma swoich kretów. Na razie rozpoznałam dwóch: Dziadka Usta-Usta i Wnuczka Krzywenóżki ale to nie koniec nowości. Babcia Róża dzisiaj nie przybyła na miejsce naszych cotygodniowych spotkań(chyba, że sztukę maskowania się opanowała do tego stopnia!). Zamiast niej pojawiło się dziwne małżeństwo. Kobieta około 55 roku życia, ciemne okulary, kompletny brak słuchu oraz mężczyzna około 60 roku życia, wyglądem przypominający idealnego teścia (takiego, który zawsze po przybyciu gości otwiera barek z nalewkami i mówi 'dzisiaj najlepsza będzie Jarzębinówka' i ponad życie uwielbia swoją synową). Małżeństwo nie wzbudziłoby mojej czujności gdyby nie regularne obserwacje mojej osoby jakich dokonywało. Dokładnie co 27sek, obydwie głowy wędrowały w moim kierunku by na 4 sekundy zanurzyć się w szczegółowej analizie mojej twarzy. Jak się okazuje nie tylko w towarzystwie Babci Róży jestem poddawana dokładnej kontroli.
                  Nieobecność przywódczyni kółka szpiegowskiego bardzo mnie zmartwiła, mimo sympatii jaką darzę jej nowych współpracowników. Mam nadzieje, że Babcia Róża nie poległa na jednej ze swoich tajnych misji w Moskwie. Liczę na to, że kiedyś wróci i wtajemniczy mnie w każdy szczegół operacji jakie przeprowadza bym pod maską szalonej artystki rozpracowywała kolejne międzynarodowe zawiłości. Pozostaje tylko kwestia nowej ksywy, która sprawi, że przestanę być zwykłą B. o jaśniejących włosach. W kwestii jedynego w swoim rodzaju atrybutu jaki powinien posiadać każdy tajny współpracownik, zwrócę się o pomoc do specjalisty od kokonów. O dalszym przebiegu wydarzeń będę informować na bieżąco. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz