Ten dzień mnie swędzi.
Dzisiejszy dzień składa się z wszystkich najważniejszych, najtrudniejszych i najbardziej nieodgadnionych dni mojego życia.
Nie wiem czy to wpływy Magdy, którą z sentymentem męczę od dłuższego czasu czy tak jak psy reagują na zmiany pogodowe ja szczególnie reaguję na przymrozki. Może ta alergia, z którą mam ostatnio do czynienia nie jest spowodowana jakimś czynnikiem, na który jestem uczulona tylko moją aspołecznością i uczuciową, emocjonalną nieporadnością.
Przez ostatnie tygodnie przechodziłam przez różne etapy, które opierały się na analizowaniu wszystkiego co mogłoby mieć wpływ na obecny stan. Dochodziłam do przeróżnych wniosków aż do dnia dzisiejszego. Wróciłam (tak jak kiedyś) do domu z zakupów i (tak jak kiedyś) byłam sama w domu, (tak jak kiedyś) odpaliłam płytę A.M.Jopek i (tak jak kiedyś) drepcząc i tupiąc ze szmatą i clinem do okien w łapach (tak jak kiedyś) zaczęłam śpiewać i myć zkronoszpanione okna wtedy przypomniał mi się ten. Nie po raz pierwszy w ostatnim czasie. Dużo o nim myślę. Głównie myślę o tym dlaczego o nim myślę. Nie powinnam. Bo w końcu prawie nic do niego nie czułam, bo nie widziałam go od kilku lat, bo jest w kompletnie innym mieście, bo nie mogłabym być dla niego ważna. I na tym zakończyłoby się moje intensywne sobotnie rozważanie problemu gdyby nie pewne niedopowiedzenia. Bo to, że nie potrafię nazwać tamtych uczuć nie oznacza, że ich nie było, bo czasem przez moje życie przechodzi(dosłownie), bo mimo, że jest w kompletnie innym mieście to wraca do tego, w którym spędził dziewiętnaście lat swojego życia, bo nie zachowywałby się tak (bo wszyscy by mi tego intensywnie nie uświadamiali) gdybym nie była dla niego ważna. I w tym miejscu (w pokoju przy oknie ze szmatą w ręku i lekko rozdziawionymi ustami) w głowie pojawiło mi się pewne pytanie (ponoć bardzo częste u innych ludzi) 'A gdyby...?'. A za tym pytaniem kolejne 'może powinnam była...?'.
Te dwa pytania nie dawały mi spokoju dzisiejszego wieczoru tak samo jak płyta A.M.Jopek i syf w pokoju, z którym próbowałam się uporać (po umyciu okien) a który intensywnie próbował uporać się ze mną. Na szczęście (lub i nieszczęście) pojawiło się kolejne pytanie, które doprowadziło mnie do wniosku 'przecież to nie mogło się udać!'. Postarałam się dzisiaj 'go znaleźć', w tym celu uruchomiłam kompa i doznałam olśnienia.
Ta historia jest pozbawiona zakończenia bo utnę ją po olśnieniu i poruszę już krótszą od poprzedniej kwestię. To przykre, że piszę dzisiaj post a nie siedzę na przeciwko jakiejś osoby lub od biedy przed kompem opowiadając owej osobie o moich przemyśleniach i wysłuchując setek rad i porad. To smutne, że ostatnio poznałam tyle osób a dzisiaj siedzę sama i piszę w próżnię.
Odnoszę przykre wrażenie, że wszyscy o mnie zapomnieli.
Dlatego zdejmuje stanik i kładę się spać, bo ten dzień mnie wyjątkowo swędzi.